Jakoś leci
Wpis dokumentacyjny pt. "nic się nie dzieje, ale należy pisać na bieżąco".
Chłopczyki chodzą do przedszkola. Po początkowych problemach wszystko ładnie się uklepało i biegnie sobie rutynowo. Rano jadą z tatusiem, po południu wracają z mamusią. Kuba do przedszkola chodzi chętnie, chociaż trudno od niego wyciągnąć, co tam cały dzień robi - on się raczej skupia na szczegółach i wycinkach :). Na pewno można powiedzieć, że niesamowicie dobrze robi mu to na samodzielność: panicz zawsze raczej taki wygodny był, na zasadzie "a po co ja mam to robić, skoro mama robi to szybciej" - przy wkładaniu butów np. Teraz wręcz nie pozwala sobie pomagać, sam i sam. Dobrze! Ślicznie też widać, jak przejmuje całe wzorce zachowań od innych dzieci. Ostatnio każdą wypowiedź kończy "okej?!". Heh.
Dzidzior przedszkole od początku zaakceptował bez problemu, więc tu trudno mówić o jakichś progresach. Samodzielny chciał być zawsze, ale teraz rzeczywiście dużo więcej potrafi i niech nikt nie waży się mu pomagać!
...tak że ogólnie na plus.
Jacynek błyskawicznie rozwija też umiejętność mówienia. Mówi już całymi zdaniami, a właściwie "zdaniami" - np. "tatan bam budek!", co oznacza "wrzuć kasztana do wózka", albo "e-e kako - tinka!", czyli "nie chcę ciastka, tylko szynkę". Rośnie też jak wściekły: buty większe o numer co miesiąc! Kuba też tak miał, pamiętam. Oj, pamiętam.
Po południu i w weekendy cały czas na polu; pogoda ciągle prześliczna, iście złota niemiecka jesień, więc da się. A i osiedle sprzyja outdoorowym aktywnościom... Otworzyli tu w lecie świetlicę, która organizuje rozmaite atrakcje dla wszystkich dzieci - wczoraj np. postawili na trawniku trampolinę. Świetny pomysł!
Mieszkanie urządza się; powolutku, bo powolutku, ale stale. Następna wielka misja: regały na książki. Mieszkanie bez książek jest e-e!