Blog Kubusia
7.8.22
  Grecja

Jesteśmy w Grecji.

Nie wyjeżdżamy zbyt często na wakacje. Czasem do Krakowa, czasem na parę dni gdzieś blisko, ale tak żeby na dwa tygodnie samolotem, to nie. Ostatnio byliśmy w Rzymie, ale dawno. (I nie został żaden ślad z tego wyjazdu, oprócz zdjęć, stąd ta notka)

No to przylecieliśmy do Grecji.

Po trzech dniach w Atenach, gdzie gościła nas najkochańsza rodzina ever, wynajęliśmy autko i pojechaliśmy nad morze na resztę pobytu. Do domu* wynajętego przez airbnb. Jeśli kto się boi airbnb, zapewniam, korzystam od lat i w życiu nie miałam ani jednego malutkiego nawet problemu. Dom jest przepiękny, luksusowy oraz klimatyzowany, a nasz biały jak jajko nissan neo wozi nas po całym Peloponezie, w tajemniczy sposób nie zużywając w ogóle paliwa.

I jest wspaniale.

Nie wiem wprawdzie, jak to robią inni rodzice nastolatków. Jacek jest ogólnie nieszczęśliwy, że musiał przyjechać do Grecji. Jacek chce do domu. Jacek nienawidzi zwiedzać, nienawidzi robić czegokolwiek. No dobra: oprócz nurkowania. Tak po prawdzie, nurkowanie (chyba) wynagradza mu wszelkie obrzydliwości typu Mykeny czy inne Akropole. W czasie nurkowania też nasze nieznoszące się na codzień nastolatki zmieniają się w najlepszych kumpli i spędzają razem w wodzie całe godziny.

Magic.

Po Atenach przelecieliśmy się pobieżnie trzy dni. Fajnie, ale chyba raz wystarczy. Po prawdzie to nie zwiedziliśmy Muzeum Archeologicznego, bo jak ostatnie głupki pomyliliśmy je z Muzeum Akropolu, które naprawdę można sobie darować. Poza tym gorąco, głośno, kolorowo. Bardzo tania komunikacja publiczna, niedrogie pyszne jedzenie w mieście. Hint: wystarczy zejść kawałek w bok ze strefy turystycznej, żeby trafić na prawdziwe greckie knajpy z prawdziwym greckim jedzeniem, puste i fajne. Te turystyczne też nie są jakieś straszne, ale jednak fajniej w spokoju.

No i dotarliśmy do Tiros w Arkadii. Z tyłu góry, z przodu morze, pośrodku deptak i jakieś domki. Ma potencjał na kurort, ale chyba jeszcze nie teraz. Z turystów głównie Grecy. Jest mnóstwo plaż, które nazywają się "niezorganizowane", i są absolutnie przepiękne. Trzeba upchnąć gdzieś auto i zejść ostro w dół (a potem w górę), ale warto. Pusto, czysto i pięknie.

To, czego nam najbardziej brakuje, to duże sklepy. Nie ma. Wczoraj w poszukiwaniu supermarketu wypuściliśmy się pół godziny autem na południe. Supermarketu nie znaleźliśmy, ale zwiedziliśmy Leonidio, które jest śliczne i bardzo kameralne. Hint: wszyscy Grecy mówią doskonale po angielsku. Magiczne. Mamusia niby uczyła się pilnie greckiego przez ostatnie miesiące, ale jest zbyt zablokowana, żeby mówić. Durne. Ale też nie trzeba, gdyż patrz wyżej.

Przyjechaliśmy do Tiros w czwartek, w piątek byliśmy na "niezorganizowanej" plaży - cudnie - w sobotę dolegliwości okresowo-przeziębieniowe pokrzyżowały nam wszystkie plany, tata spędził dzień w łóżeczku, mama poszła z dziećmi na miejską plażę, gdzie siedziała sobie w cieniu, a dzieci nurkowały. Wystarczy wynająć leżaczek, a wszystkie sprzęty na plaży - kajaki, piłki, rowery wodne itp. - są w cenie. 

I tu dochodzimy do tego, co w Grekach kocham najbardziej: są nieskomplikowani. Okazało się otóż, że mam za mało gotówki na leżaczki. Pokazałam Grekowi kartę i powiedziałam, że pójdę do bankomatu, ale Grek zaprotestował - oszalałaś, jest gorąco, pod górę i w ogóle bez sensu, zapłać później w knajpie w mieście. Zapłaciłam później w knajpie w mieście. No problem. Siga siga. Pływajcie w spokoju.

W niedzielę zrobiliśmy combo, najpierw pojechaliśmy do Myken - cudne, kupiliśmy sobie potwornie drogą amforę na pamiątkę. Amfory - kopie tych prawdziwych, znalezionych w Mykenach - robi otóż żona właściciela sklepu, kopiuje je ręcznie i maluje, są prześliczne. Zapłaciliśmy bez żalu, bez rachunku było taniej ;-), a przynajmniej jest pożytek z rękodzieła. Jak nam rozbiją w samolocie, posklejamy i będzie jeszcze bardziej autentyczna... No, a potem pojechaliśmy nurkować do zatopionego miasta. Wielkie słowa, oczywiście, mało ekscytujące to było - trochę cegieł pod mętną wodą. Niemniej, były rybki, muszle i jeżowce, o to chodzi.

Jutro, w poniedziałek, wybieramy się na miejską plażę piechotą. ponurkować i popływać kajakiem - tam jest jaskinia, w której jeszcze nie byliśmy. A w jakichś następnych dniach na południe. Sparta!

*Wynajęliśmy dom, bo początkowo planowaliśmy rodzinne wakacje w pełnym składzie, z dziadkami i dwoma psami. Durny Aegean Airlines odwołał jednakowoż wszystkie loty z Krakowa i rodzice nie przylecieli. Zmiana lokalizacji w ostatniej chwili okazała się średnio opłacalna, więc zostaliśmy w naszym luskusowym domu w czwórkę. Po prawdzie nie narzekamy ;-) A Bilbo został w Krakowie i to naprawdę lepiej, bo by go tu chyba szlag trafił z gorąca.

 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger