Blog Kubusia
29.3.14
  Dialogi rodzinne
Kuba:
- A my na plastyce rysujemy teraz portret!
- Oooo! I co, czyj portret rysujesz?
- Nie wiem.

Oglądamy prastare zdjęcia na blogu. Jacek:
- O jaa... Ale ja słodki jestem...


 
20.3.14
  Mecz


Byliśmy na prawdziwym meczu! Na prawdziwym stadionie, tym z 36 roku ;-) A było to tak, że Hertha BSC patronowała jakiejś tam akcji w szkole, więc szkoła dostała bilety na mecz. Darmowe. No to poszliśmy, bo uznaliśmy, że drugiej okazji w życiu pewnie nie będzie - jakoś ubogo w kibiców w naszej rodzinie.


Fajnie było; Kuba próbował nawet coś z tego wszystkiego zrozumieć - ale nie bardzo mu szło, te wszystkie gwizdki i mnóstwo biegających facetów; bardzo się cieszył, jak Hannover strzelił bramkę - trzy bramki, ekhem - i bardzo był zawiedziony, kiedy mu mamusia wytłumaczyła, że to bardzo, bardzo niedobrze dla Herthy - no, w sumie jakoś się nie zafascynował futbolem ;-)





Jacek się świetnie bawił, bo przez cały czas on i Juri grali w karty.
Tata się nudził, bo na stadion nie wolno było wnosić dużych aparatów.
A mamusia bawiła się znakomicie!
Naprawdę, mogłabym chyba zostać kibicem. Mnie się podoba, kiedy kilkanaście tysięcy ludzi śpiewa tę samą piosenkę i tupią taki fajny rytm, poza tym ja piłkę w sumie dosyć lubię i nawet co nieco kumam... Ogólnie naprawdę fajne przeżycie, chociaż pieniędzy to bym pewnie na to nie wydała.
 
14.3.14
  Taka różnica
Różnicę między synkami najlepiej widać na przykładzie zadań domowych ze szkoły. Zwłaszcza, że są to te same zadania z tych samych książek, lekko przesunięte w czasie (lekko, gdyż klasa Jacia, jak wiadomo, pcha dużo szybciej).
Kuba zadań przynosił - zwłaszcza na początku - sporo, bo chociaż nasza szkoła - jako całodzienna - nie może zadawać zadań do domu, to dzieci w weekendy muszą skończyć to, czego nie zdążyły na lekcjach. No a Kuba, który nudy i rutyny unika jak może, oczywiście często nie zdążał, więc przynosił i mordowaliśmy się z tym w domu.
Najgorsze były ule.
Ule to takie -- kratki -- z cyferkami, gdzie na dachu ula jest suma i trzeba dopisywać cyfry do kratek odpowiednio, żeby wyszła suma z dachu. Potworne, nudne, wykańczające zajęcie.
No i Jacuś ostatnio przyniósł ula.
Jacuś nie przynosi zadań do domu w ogóle, bo - fama głosi - na lekcjach pracuje najszybciej w klasie i raczej się nudzi, niż nie zdąża, więc nie ma czego nadrabiać. Ale ostatnio przyniósł  matematyczną kolorowankę - i ule - na którą pani L. było szkoda czasu w szkole (i nic dziwnego).
Pamiętna robienia tego zadania z Kubą mamusia pobladła lekko i zarządziła, żeby usiąść do tego od razu, bo to będzie trwało nie wiadomo ile i trzeba będzie robić przerwy i wogle. Jacuś nie prostestował i wyglądało to tak. Otworzył książkę, popatrzył na ule - dwa były -, westchnął ciężko, chwycił ołówek i wypełnił oba w czasie, który zajęło mu fizycznie wpisanie cyfr w kratki. Odłożył ołówek, popatrzył na kolorowankę, spytał "mogę włączyć muzykę, mama?", puścił sobie hip hop po czym - usiadł i pokolorował to gówno w pół godziny, a mamusia siedziała obok i strugała mu kredki.
Z Kubą wonczas robiliśmy to trzy dni ;-)
 
  Wiosna, idą zmiany
Maska Saurona

Hm, w zasadzie to chronologicznie chyba powinnam zacząć od Faschingu, bo jakoś przemknął... No więc na bal w szkole Jacek nie chciał się przebierać w ogóle, tzn. w końcu włożył Spidermana, ale jakoś tak zupełnie bez przekonania. Za to Kuba wymarzył sobie kostium Saurona, no więc tata mu zrobił z kartonu i czarnego spraya. Został najlepszym kostiumem! ...tak więc Kuba był szczęśliwy (i tata też) i z przebierankami aż do listopada mamy spokój :-)





Ale w tej chwili zajmujemy się zupełnie czym innym, mianowiciem odchudzaniem Kubełka.

Zaczęło się to już jakiś czas temu, kiedy Kubie wyrwało się, że go przezywają - bo Kuba nie skarży, tak pryncypialnie, i zawsze wszystkich lojalnie broni. Podpytywany regularnie Kuba przyznał, że tak, cały czas go wyzywają od grubasów, chociaż mówi, żeby tego nie robili. Mamusia z lekkim szałem powiedziała w końcu synkowi, żeby wziął i raz a porządnie przywalił przezywaczowi, coby się nogami nakrył, to może wtedy się uspokoi - i żeby powiedział, że mama mu kazała; biorę to na siebie. Na co Kuba powiedział tak: - Mama! Ja nie chcę skrzywdzać moich towarzyszy z klasy!
Na to już mama nie umiała odpowiedzieć, więc odpuściła - aż do zeszłego piątku, kiedy nastąpił Kryzys.
Przyszliśmy po Kubę na judo, jak zwykle, z Jaciem, troszkę wcześniej, żeby sobie popatrzeć. Kuba zbiegł z maty (!!!), padł mamusi na szyję i zaczął strasznie płakać, że on już więcej tu nie przyjdzie, że wszyscy się z niego śmieją, że go przezywają, że zawsze jest ostatni i że on już nie chce i nie może i nigdy niczego nie zje.
Mamusia dostała szału już na serio, bo oczywiście nie wszyscy go przezywają, tylko cholerny Maciuś, który podpuszcza resztę, i jest tak od samego początku w szkole, i mamusia po prostu nie znosi tego gnojka i najchętniej ciepnęła by nim o ścianę tak, żeby nie wstał!
Ale nie może.
No więc mamusia zastanowiła się rzetelnie i powiedziała Bubowi, że jest jeden jedyny sposób, żeby się gnojka pozbyć raz na zawsze, mianowicie - schudnąć. I zobaczymy, kto wtedy będzie parówa.
Kuba rzucił się na ten pomysł pazurami i zębami i prawdę mówiąc - szczęka nam opadła.

Przede wszystkim, zaczął biegać z tatą. W banku sobie nie wyobrażałam, że on (Kuba) w ogóle będzie potrafił biegać, tymczasem przychodzi mu to zupełnie bez wysiłku. Biegają też regularnie, codziennie, bez żadnego marudzenia, poganiania i przypominania.
Zakupiliśmy też rower i w weekend został uruchomiony - po pierwszej chwili grozy, kiedy mamie wydawało się, że Kuba zapomniał, jak się jeździ, wszystko jest w porządku i będziemy jeździć częściej.
Kuba został też zapisany na basen, na normalny kurs pływania z trenerem, żeby wreszcie się nauczyć i zrobić kartę pływacką (znaczy, po naszemu Seepferdchen).
Robią trening w domu, dwa razy w tygodniu.
I do tego wszystkiego pilnujemy niskokalorycznej, zbilansowanej diety.
I to działa!
Ale zdjęcie "po" będzie dopiero, kiedy osiągniemy spektakularny efekt :-)
 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger