Blog Kubusia
28.5.18
  Jacek na dziś
Historia jest taka, że wpłynęło w zeszłym tygodniu podanie od syna, jak pokazano. Uśmiałam się, trzeba pani S. przyznać, jak dawno nie (młody dostał bdb z tego testu). No dobra, pośmialiśmy się, podpisałam, po czym pierwsze, co zobaczyłam w poniedziałek rano na stole, to zapomniany przez Dzidzia podpisany test z Gewi*. Wraz z podaniem.

Pytam go zatem po powrocie ze szkoły, czy pani była zła i miał kłopoty.
- Niööö - mówi Dzidź.
- Nie? To znaczy co pani S. powiedziała?
- Nic nie powiedziała.
- Jak, nic nie powiedziała. Odwróciła się i odeszła bez słowa?
- Nie, powiedziała tylko, żebym jej nawet nie mówił.
:D

*Gewi, czyli Gesellschaftswissenschaften, jest to nowość tegoroczna i oznacza przedmiot łączący historię i geografię. Dla mnie super.
 
27.5.18
  Lato
Sezon jeziorkowania rozpoczęty :-)
Z powodu naszego kundlasa guglalilśmy jeziora, gdzie wolno z psem (i z ludziem, no bo sam pies to nie fun), i wyguglaliśmy Bötzsee, 20 minut od domu. Brandenburgia kolejny raz nie zawiodła: jezioro ma oczywiście zorganizowaną plażę, ale poza tym na całym obwodzie dzikie zatoczki co 20 metrów, gdzie można się spokojnie uwalić i kundel nikomu nie przeszkadza. Wspaniałe miejsce. Troszkę nam zaszwankowała tym razem organizacja, bo pojechaliśmy na tzw. pałę, zostawiliśmy auto na parkingu i weszliśmy w las, mniej więcej na azymut - w sandałach i krótkich spodenkach. No fajnie było; dopiero jak tata zapadł się po kolana w bagno, postanowiliśmy wrócić na ścieżkę.
Znaleźliśmy w końcu fajną plażę, z ludźmi i psami, no i akurat jak się rozłożyliśmy, to zaczął padać zapowiadany na popołudnie deszcz. Krótki deszcz. Nic to, przeczekaliśmy deszcz, bo przecież zaraz się rozjaśni, i rzeczywiście. Rozjaśniło się na chwilę, a ta rzeczywista zapowiadana burza nadeszła po półgodzinie. W strugach deszczu - i samych kąpielówkach - udaliśmy się w powrotną drogę do auta, no fajnie było, zresztą jak tylko dotarliśmy do parkingu, przestało padać - rzeczywiście było krótko ;-) Ogólnie przygoda; bardzo nam się podobało, a dzieci były tak wykończone, że padły w samochodzie. Jezioro ma potencjał i na pewno jeszcze tam wrócimy, a w ogóle to zaczęła nam kiełkować myśl o kupieniu łódki. Na razie zaczęła. Cenowo jest to jak najbardziej realne, jak się ku naszemu zdumieniu okazało.



A Bilbo, też ku naszemu zdumieniu, nie pływał. Niby chciał, ale nie wchodził. Może dlatego, że od razu wskoczył, stracił grunt i się przestraszył? No nic, może go jeszcze przekonamy.




W piątek w ramach światowego życia - i urodzin tatusia - byliśmy na Solo, w pierwszy dzień, a jakże. No, spełnił oczekiwania. Bardzo niskie oczekiwania ;-) Może po prostu jesteśmy za starzy.


 
23.5.18
  Tak to mniej więcej wygląda
Mała czerwona kopareczka, fosa...


...oraz list Jakubka do brata po przerwaniu kabla :D 


 
18.5.18
  Kuba na dziś
Mamusia siedzi przy stole, przywalona rzeczywistością. Przychodzi Kuba i klepie ją po pleckach.
- Nie martw się, mama. Wszystko kiedyś przechodzi. Nawet życie.
- No, ty to potrafisz człowieka pocieszyć! Normalnie od razu mi lepiej!
- Aha! Ale śmiejesz się!
 
16.5.18
  Omg
Wiecie, czym się różni pesymista od optymisty?
Pesymista mówi: Gorzej już być nie może!
...a optymista: Może, może!

Mieliśmy ostatnio tak nieprawdopodobne pasmo pecha, że, chociaż najwyraźniej najgorsze mamy za sobą, naprawdę aż strach się odprężyć.
Zaczęło się od osuszania piwnicy, a skoro mamy nadmiar wody, to i zrobimy od razu stawek w ogrodzie.
Osuszanie piwnicy robi się, okopując dom fosą głęboką na dwa metry. Koparką. Fajno, wynajęliśmy koparkę, a nawet - uwaga - kierownika budowy (wszyscy nasi sprawdzeni fachowcy byli zajęci) no i się zaczęło. To, że kierownik budowy uszkodził koparkę, to nic, zgrzytając zębami zapłaciliśmy, właściciel wykazał się zrozumieniem i nie wziął dużo.
Ale potem kierownik budowy przerwał kabel internetowo-telefoniczny w ogrodzie.
W skrócie: no fajnie było. Mamusia, z dnia na dzień coraz bardziej blada, pracowała najpierw u tatusia w instytucie, a w końcu u koleżanki, bo utrata pracy byłaby nieco niekorzystna w obecnej sytuacji. Dostawca internetu rozkładał ręce, no bo to nie jego kabel. Właściciel kabla, Deutsche Telekom, jakoś nie palił się do naprawy, no bo nie jesteśmy ich klientami.
Po czym okazało się, że nasz dostawca nie zrozumiał problemu. Jak już zrozumiał, dostaliśmy termin na za tydzień, że jakiś lokalny podwykonawca naprawi nasz kabel.
Po czym nasza nieoceniona Prowincja stanęła na wysokości zadania.
Następnego dnia o siódmej rano zadzwoniła pani od podwykonawcy, pytając, czy na pewno chcemy czekać tydzień? Bo oni mogą przyjechać zaraz. I rzeczywiście, przyjechali zaraz i naprawili nasz kabel w godzinkę, i znowu jesteśmy online.
KOCHAM mieszkać na wsi.
Teraz trzeba tylko trzymać kciuki, żeby nasze ubezpieczenie przejęło koszty, bo jak nie, no to jakby smutno.

Poza tym: kumpel, który był u nas z wizytą i jeździł po Berlinie na mamusiowym bilecie (na okaziciela) zapomniał go oddać i zabrał ze sobą do Krakowa, po czym wysłał go z powrotem superszybkim kurierem, który zgubił przesyłkę. Facit: majątek na pojedyncze bilety, majątek na przesyłkę, koszt wyrobienia duplikatu.

Poza tym, nie możemy rozliczyć dojazdów naszego Erazmuska do szkoły, bo bilety zanikły - dzieci twierdzą, że dały pani, pani twierdzi, że nie dostała. Ha. Ha. Ha.

Poza tym, i jest to jedyne światełko w tunelu, ciągle nie mamy wieści o kubowym gimnazjum - co chyba oznacza dobre wieści, bo za dwa tygodnie zapadnie ostateczna decyzja. Czyli jakby się dostał? Cieszylibyśmy się, ale jakoś strach w całej tej fujni.
 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger