Blog Kubusia
18.9.18
  Wakacje: podsumowanie
Boczne drogi
Podsumowując, taki typ wakacji, że wsiadamy w auto i jedziemy przed siebie, bardzo nam się podoba. Fajnie się jeździło po tych wszystkich wioseczkach, a z guglem w telefonie do tego jeszcze i pouczająco. Może trzeba było tych Krzyżaków bardziej wyeksplorować, no ale.

Nasz pieseł jest zupełnie fantastycznym podróżno-terenowym piesełem, który w samochodzie potrafi przespać sześć godzin ciurkiem, a na campingu biega wolno i kocha wszystkich po równo, ludzi i zwierzęta. W Wieczornych Mgłach był trochę problem z gęsiami, bo jak gospodyni zapewniała nas, że "one mu nic nie zrobią, młode jeszcze", tak gospodarzowi niezbyt się podobało, że Bilbo mu żywinę gania, no i wyleciał z siekierą. Ale potem już pilnowaliśmy.



Zaczęliśmy też tresować pieseła, bo jaki by nie był kochany, jednak musi reagować na komendy - no, trochę reaguje ;-) Miał okropny problem na początku, bo sobie nie radził z tym, że mu się rodzina rozłazi. Jedno polazło do kuchni, drugie do klozetu, jeszcze inne do jeziora - no jak tu się rozczworzyć! Więc biegał i trochę rozpaczał, musieliśmy użyć przymusu bezpośredniego w postaci sznurka przywiązanego do drzewa (i psa), ale w końcu nauczył się, że ma zostawać z tą osobą, która akurat sobie tego życzy. To mu też bardzo dobrze zrobiło na ogólną grzeczność.
Na zdjęciu widać środek przymusu bezpośredniego oraz norę, którą pieseł wykopał sobie, żeby się schłodzić. Instynkt to niesamowita rzecz.




Na plaży w ogóle nie było problemów, łaził sobie albo robiliśmy mu budę z parasoli i spał sobie w cieniu, nie reagując na ludzi. A właśnie, parasol sobie muszę odkupić - przestał się otwierać ;-)
Udało nam się też trochę zwodować Bilba - najpierw w bajorze, a potem w morzu braliśy go na ręce i bardzo powoli wchodziliśmy z nim do wody, a były takie wściekłe upały, że najwyraźniej mu to dobrze robiło - kiedy po wakacjach pojechaliśy nad nasze jezioro, dobrowolnie wchodził do wody i kładł się na płyciźnie. Nie pływał - ale kto wie.

Polska w ogóle jest rajem dla psiarzy, nie zdarzyło nam się, żeby ktoś miał pretensje - no, do Malborka nie pojechaliśmy, ale też nieprzesadnie chcieliśmy. Ludzie się wręcz dziwili, jak pytaliśmy, czy możemy usiąść np. w knajpie w ogródku z psem albo wejść na plażę. Bajkowo. Bardzo się obawiałam, a tu proszę.

Całe mnóstwo rzeczy się wydarzyło na tych wakacjach, których nie sposób spisać - na przykład, jak lis ukradł w nocy bilbowe szelki i Jacka koszulkę i zawlókł do lasu - wiemy, że lis, bo go widzieliśmy, jak się na nas gapił w nocy, drań jeden - albo obłędny kościół, który odkryliśmy w Darłowie, albo Bar Leśny gdzieś między Sławnem i Toruniem, w którym panie w podomkach na bieżąco gotują obłędnie pyszne jedzenie - Jacek pierwszy raz widział, jak ktoś kroi ziemniaki na frytki :-D - albo łomot, który spuściła Bilbowi kocica naszych przyjaciół... Pisanie na bieżąco dziennika podróży jest chyba jednak jedynym sposobem, żeby to wszystko jakoś zachować.
No: następną razą.
 
7.9.18
  Wakacje II
Wypluskawszy się zatem w torfowym bajorze wyruszyliśmy do Darłówka. W ciemno, bo w okolicy są cztery campingi, no to przecież coś znajdziemy. I rzeczywiście, znaleźliśmy znośny camping na przeciwko portu, tzn. tak pomiędzy Darłówkiem i Darłowem - całkiem przyjemne miejsce, ale bez szału - płaski kawałek trawnika, nie ma się gdzie schować. No ale można z psem i jest kuchnia, dobra jest. Rozbiliśmy się i potupaliśmy do miasta, ponieważ było już dosyć późno, byliśmy strasznie głodni, no a mamusia pchała sie do Darłówka.
Matkobosko.
Nie wiem naprawdę, czy dałoby się zrobić większe piekło na ziemi, niż udało się to włodarzom tego konkretnego miasta. Na terenie naszego dawnego ośrodka jakiś geniusz postawił wesołe miasteczko, wszystkie karuzele na kupie, że ludzie się prawie nogami zaczepiają - i każda robi własny hałas, oczywiście. Tak więc od razu przy wejściu do miasteczka wita człowieka kakofoniczne piekło. Ale to nie szkodzi, ponieważ po przejściu przez most wpada się w kolejne piekło, czyli DEPTAK. Deptak otoczony jest -- lokalami, z których każdy - tak, każdy robi własny hałas! Oraz świeci! I mruga!! Flippery, samochodziki, knajpy, budy, smażalnie, pamiątki, no: wszystko na kupie, a środkiem wali zbity tłum ludzi. Serio, są tam ludzie. Po co, dlaczego - nie potrafię sobie wyobrazić. Ale są, w dużych ilościach. (Zdjęcia nie ma. Nie chcę o tym pamiętać.)

Kąpiel Ratująca Zdrowe Zmysły
Z szeroko otwartymi oczami - i ogłupiałym ze strachu psem - przedarliśmy się przez ten horror i zeszliśmy na plażę, która została tak samo ładna, jak była - pomijając dmuchane barierki TVN, ale to tylko kawałek, potem już nie ma. Chłopcy plusnęli do wody, a mamusia siedziała na piasku ze łzami w oczach i NIE PATRZYŁA na apartamentowiec, który jakiś BUC wyje... wybudował przy samym molo na plaży. Serio, betonowy wieżowiec. Jak się potem okazało, widać to GÓWNO nawet z Łazów. Nie do wiary. I podobno ma być tego więcej. No: rozpacz.


Przeżyliśmy i jemy
Prawdziwy dramat zaczął się wieczorem, kiedy już się zaczęło ściemniać i chłopcy wyszli z wody, głodni jak cholera. Nie mając wyjścia wróciliśmy do piekła i zaczęliśmy szukać czegoś do zjedzenia. Ha, ha. Wszystko było napchane na sztywno ludźmi, do tego ten piekielny hałas - oraz, większość rzeczy zaczęła się już powoli zamykać. Zaczynało być naprawdę dramatycznie, ale w końcu udało nam się znaleźć w miarę sensowną knajpę, gdzie dawali rybę, no i wieczór jakoś dało się uratować. Niemniej, było zupełnie jasne, że musimy uciekać jak najszybciej, więc następnego dnia wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy eksplorować dalszą część wybrzeża.

Poza campingiem bajkowo
No i trafiliśmy do Dąbkowic, ale nie Śląskich. Do ośrodka wczasowego "Mierzeja". W ośrodku tym wolno rozbijać namioty na terenie, ale bardzo nie polecam - jest to inny typ towarzystwa i tego, imprezy do wczesnego nadrana, plus tłok - niedziękuję. Fakt, miejsce bajkowe - z jednej strony jezioro, z drugiej morze, wszystko na piechotkę - ale ośrodek jest straszny. Zatem po jednej nocy znowu zebraliśmy się i pojechaliśmy dalej na zachód, na drugą mierzeję, do Łazów. I było to TO miejsce.


Camping "Czajka" też jest położony na mierzei, 100 m do plaży, 20 do jeziora. Na piechotę pół godziny wzdłuż jeziora do Łazów, które zostały ciągle jeszcze prawdziwym nadmorskim miasteczkiem. Jasne, jest deptak z tandetą, jest nawet hałasujące wesołe miasteczko - ale jedno i małe. Poza tym pyszne jedzenie i niedrogo, a poza tym dwie wielkie księgarnie, czy też raczej namioty z książkami, w których wydaliśmy majątek - no bo takie fajne rzeczy tam mieli ;-) Na plaży pustka, na campingu święty spokój - no bajeczka. Podobno teraz Czajkę ktoś kupił i ma remontować - przyda się, oględnie mówiąc. Ale nawet mimo, hm, braków technicznych, bardzo nam się tam podobało.

Plaża w Łazach: widać tłok

W Łazach przeżyliśmy jeszcze zaćmienie księżyca, i tej nocy umarła Kora - okropne uczucie, wiedzieć dokładnie, co się robiło w momencie, gdy -- ale to OT.
A z Łazów przez Toruń do domu. Ale o tym w następnym odcinku.
 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger