Tydzień spokoju
Uderzyła dziś mamusię Zmiana.
Zmiany tej rangi mają to do siebie, że się ich nie zauważa; dopiero jakiś moment, jakiś szczegół na drodze do tysiąca innych szczegółów zaczyna nagle podskakiwać i krzyczeć - patrz! Patrz, co Jest!
Mamusię szczegół dopadł w przedpokoju, w momencie, kiedy zatrzymała się ona dumając, gdzie by tu jeszcze zajrzeć (mamusia szuka bowiem od dwóch tygodni pasów od fotelika samochodowego, które schowała pod ręką do czasu sprzedaży fotelika. Ale ja nie o tym.)
Mamusia zatrzymała się zatem, zadumała i dostrzegła nagle, że -- może. Się zatrzymać i zadumać, chociaż w pokoju na kanapie leży gorączkujący Dzidź.
Do niedawna jeszcze zostawanie z dziećmi w domu było dla mamusi ostatecznym koszmarem, ósmym kręgiem i ogólnie czymś, przed czym broniła się wszelkimi siłami, gotowa zrobić cokolwiek, byle nie TO. Tymczasem dzisiaj zrozumiała, że zostawanie w domu z dziećmi nie różni się już aż tak bardzo od zostawania w domu bez dzieci; więcej - jest w pewnym kontekście wręcz atrakcyjne, ponieważ siłą rzeczy ogranicza możliwości - a stwarza inne, na przykład możliwość uwalenia się na kanapie z kubkiem herbaty i laptopem pod szyldem "przytulamy chore dziecko".
I że mamusia to w gruncie rzeczy lubi.
Co może i brzmi banalnie, ale jest naprawdę Dużą i Ważną Zmianą.
|
Rekonwalescent z powrotem apetytu |
Dzidź, jako się rzekło, rozłożył się; leżymy sobie od przedwczoraj na kanapie i oglądamy Power Rangers Samurai - jeśli istnieje na świecie gorszy serial, bardzo proszę o sugestie; z ciekawości bym zobaczyła, bo nie wierzę... Kuba zapytany, czy z okazji choroby brata nie zostałby aby w domu dla towarzystwa, odmówił i jeździ normalnie do szkoły; ciekawe, czy uda nam się pobić rekord z zeszłego semestru, kiedy do na kubełkowym świadectwie wyszczególnione są nieobecności w liczbie -- jedna nieobecność, bo wylatywaliśmy do Turcji w piątek rano... Chłopcy nie są chorowici, o nie.
Zaczyna się wyraźnie wiosna i wiosenne weekendowanie; znowu łaziliśmy po lesie całą niedzielę i poczuliśmy wszyscy, że życie wraca do życia - jak ładnie. I widzieliśmy zaskrońca i dzięcioła i motyle i żuki.
A w najbliższą niedzielę spełniamy swoje pradawne marzenie i robimy flomark - robimy w sensie sprzedajemy; mamusia z Olą wynajęły budę i będziemy pozbywać się oraz zbijać majątek - no hm. Ale zawsze chcieliśmy to zrobić!