Sajgon i demolka
Nasz nowy dom miał w zanadrzu parę niespodzianek: miłych i niemiłych.
|
Najwygodniejsza pozycja do oglądania filmu |
Miła jest taka, że dach jest w dużo lepszym stanie, niż wygląda, i wcale nie musimy wymieniać konstrukcji, tylko pokrycie - co jest naprawdę dobrą wiadomością, gdyż do tego nie trzeba pozwolenia na budowę, co
znacznie upraszcza sprawę. Oraz redukuje koszty. Oraz przyspiesza. Zatem wygląda na to, że jeden problem się - znienacka - zredukował.
Pojawiły się za to kolejne. Mianowicie okazało się, że kanalizacja w łazience jest - była - nieszczelna i puszczała wodę po prostu luzem w podłogę i fundamenty - z pralki, z kuchni, takie tam. Woda szła między innymi w drewnianą belkę nośną podłogi w jadalni, którą trzeba teraz wymienić, bo zgniła. To nie była bardzo miła niespodzianka. Liczymy trochę na to, że częściowo zapłaci ubezpieczenie, bo po coś w końcu jest, do licha - ale to się okaże, jak panowie zrobią. Podobno mają przed Świętami częściowo zdążyć.
Niewątpliwie miłą niespodzianką była - hm, jakość fachowców na wschodnich rubieżach Berlina. Wyguglałam pierwszego lepszego speca od dachów i zrobił się z tego cały łańcuszek różnych speców, którzy a) wszyscy się znają i pracują razem, b) są, że się tak wyrażę, normalni i rozumieją, o co kaman. Po kontaktach z fachowcami z zachodniego Berlina bardzo mnie to zaskoczyło: zupełnie jak w Polsce ;-)
Niemniej, niespodzianki czy nie, wszyscy wydają się szczęśliwi, że nie mieszkamy już w naszym mikromieszkanku na Kałowej, można tupać (ale nie na belce) i każdy ma dużo miejsca na swój bajzel. No i na koty :-)