Kuba na dziś (czy kiedyśtam, ale internetsów nie było)
[Mama czyta Mary Poppins]
- ...i pogłaskała jasne włoski nad ich czółkami...
Kuba, z oczami jak spodki:
- One miały czułki???
Jacek na dziś
- Nie krzycz na mnie. Jestem jeszcze małym dzieckiem. Nie mogę tak dokładnie wiedzieć, co się stanie za chwilę.
Przerwa, że ho ho.
Skończyliśmy cudne wakacje i zaczęliśmy kolejny, trzeci już (!) rok szkolny w naszej kochanej, dwujęzycznej, dwunarodowej szkole. Jakiś czas temu już, w sumie.
Wakacje jak wakacje, przesiedziane u babci w ogródku - w tym roku była nasza kolej opiekowania się prababcią. A jako że były to wakacje niezwykle niekosztowne, to obiecaliśmy chłopakom, że w ferie jesienne polecimy się gdzieś kąpać. I lecimy! Ale ponieważ mamusia ma lekkiego fioła na niezapeszanie i ogólnie stracha przed tego typu przedsięwzięciami, relacja będzie po powrocie. Teraz nie.
Szkoła jak szkoła. Blog, bądź co bądź, parentingowy ;-) , więc nie czas i miejsce wywnętrzać się tutaj na temat sympatii bądź - raczej - antypatii narodowo-religijnych, niemniej, niemniej...
Jest to rok komunijny.
Jak dotąd - jak do miesiąc temu [wredny rechocik] - Kuba był jedynym dzieckiem w klasie, które nie chodziło na religię. Mamusi wielokrotnie puszczała gumka w tym temacie, no ale kimże ja jestem etc. Nic to, że co się z kim rozmawiało na ten temat, to mówił, że on to właściwie nie chciał tej całej religii, ale żeby dziecko się źle nie czuło... blablabla i rzyyg ogólny... tak więc Kubeł przez dwa lata był sam.
Aż nadszedł rok komunijny [wredny rechocik].
Nagle na wyścigi się rodzice zaczęli dowiadywać, jak to jest właściwie, bo no religia to jeszcze, ale do komunii to już nie bardzo, więc jak by to zrobić i czy można (!) wypisać się z tej religii wogle.
Jak oni to tłumaczą dzieciom jest dla mnie niezgłębioną tajemnicą, ale w sumie to nie chcę się bliżej tym tematem zajmować. Istotne, że Kubeł nie jest już sam i wyszło na nasze. Ha, ha.
Poza tym, zgodnie z przewidywaniami, po zmianie pań okazało się, że klasa jakby nieco opóźniona jest - konkretnie to dzieci nie umieją pisać oraz - niektóre - czytać, a pracować samodzielnie w jakimś rozsądnym tempie to już w ogóle, więc pani Graf ciśnie jak może - co dla nas oznacza pracowanie w domu popołudniami; słyszał kto takie rzeczy w podstawówce. No ale dobrze, ja mogę, byle tylko Kubeł zaczął się uczyć jak normalne dziecko.
Jacek z uczeniem się problemów jakoś ciągle nie ma, natomiast popadł w, ekhm, złe towarzystwo. W klasie są otóż bliźniątka, nieco, ekhm, niezrównoważone. Brzydko tak mówić o innych dzieciach, ale na litość... Tak czy owak, Jacek zaprzyjaźnił się z nimi na fest i niestety ich czar odbija się również na jego zachowaniu. Na razie ciągniemy na opinii brata oraz mamusiowym podlizywaniu się, ale wygląda to wszystko raczej cienko. No bo skoro Dzidź widzi, że można bić, kłamać i pluć zupełnie bezkarnie, to dlaczego tego niby nie robić? Bo pani zapisze na tablicy? Na razie jedyna nadzieja, jaką jeszcze mogę mieć, to taka, że przynajmniej jeden bliźniaczek nie przejdzie do następnej klasy, a jednego będzie łatwiej ogarnąć niż obu... Ale to dopiero w lecie się okaże... Chwilowo musimy ratować jakoś (?) sytuację doraźnie i minimalizować szkody na bieżąco, a co będzie - nie wiadomo.