Sześciolatek
Mały Jacurek skończył dzisiaj sześć lat! Świętowaliśmy rodzinnie, ale z rozmachem - na kolację były chipsy, gumisie i tort czekoladowy :-) Imprę z kolegami planujemy na styczeń, jak już wszyscy powracają ze Świąt.
Mały Jacurek mierzy 120 cm i ma nóżkę rozmiar 32. Wygląda jak Yeti.
Mały Jacurek umie czytać i uczy się pisać. Kocha Asterixa i lego. I fantastycznie rysuje, zupełnie obłędnie - chociaż jeszcze nie do końca uwierzył i rzadko to robi.
Mały Jacurek jest klinicznym przykładem tego, co nazywa się "czarujący łajdak".
I ma sześć lat.
Na imprezę do szkoły nie dostał tradycyjnych słodyczy, bo w adwencie dzieci są tak przejedzone słodyczami, że już nawet ich nie otwierają - za to mama upiekła niebieskie muffiny. Pomalowane pisakami do ciasta. Nie sądzę, żeby ktoś je jadł, ale robiły dobre wrażenie :-)
Wróżbita
Chłopcy pobili się przy myciu zębów przed wyjściem do kolegi. Mama:
- Chłopcy, czy wy u Denisa też będziecie się tak zachowywać?
Kuba:
- Mama, czy my jesteśmy wróżbitami?
Życie
Jacek sprezentował tacie dinozaura. Tata, pod wrażeniem:
- Ooo, kochany, to to my oprawimy!
Jacek, ze świętym oburzeniem:
- On nie jest zakochany!!! On ma tam serce, bo serce to ŻYCIE!
Dialogi
Jacek i tata.
- Ile jest teraz stopni?
- Dwa przecinek cztery.
- Ale ile jest... jaki jest... no ile!
- Dwa. Przecinek. Cztery.
- Ale jaki jest... tempe... no, ile...
- Jak jest zimno?
- Tak, jak jest zimno!
- Jak cholera!
Kuba i tata.
- Chciałbym już pooglądać Asterixa.
- No myślę, że możesz. Posprzątaliśmy w tornistrach, więc obowiązki zostały...
- ...rzucone!!
Zupa dyniowa
Kuba był w szkole na warsztatach gotowania zupy. Dyniowej. Spytany, jak mu wyszła, westchnął bardzo i powiedział: - No, muszę powiedzieć: o niebo lepsza niż twoja, mama!
Tak więc mama postanowiła uwiecznić przepis, żeby następnym razem stanąć na wysokości zadania :D
Opisywane uprzednio cyrkowe przedstawienie rzeczywiście nie było żadnym bullshitem - szczęki nam poopadały z wrażenia. Zdjęcia mają być, i filmy nawet - czekamy, czekamy i jakoś ni ma. A szkoda bardzo, bo to warto było zobaczyć!
A tymczasem orkan Ksawery przyszedł i poszedł, śnieg pada i wreszcie, powoli, zaczyna do nas docierać, że to niedługo święta.
Mikołaj też był i poszedł, chłopcom przyniósł lego - co za niespodzianka. Kuba bardzo porządnie martwił się, czy ten Mikołaj aby na pewno będzie - no ja nie byłem taki całkiem grzeczny, mama! - a Jacek, który powody do zmartwienia rzeczywiście miał (a przynajmniej powinien), jakoś nie miał wątpliwości i tylko wyrażał coraz to nowe życzenia.
Dziś chłopcy wstali o szóstej rano i popędzili szukać prezentów; śmiesznie było, kiedy sobie już wszystko rozpakowali, pootwierali, WTEM! ...Jacek podniósł z podłogi papier prezentowy, zadumał się srodze, brew zmarszczył... W końcu przyszedł do kuchni i mówi: - Mama! To przecież jest TWÓJ papier!!!
Mama wybrnęła zgrabnie, mówiąc, że Mikołaj miał opóźnienie, bo orkan, więc tylko podrzucił prezenty i poprosił o zapakowanie, no i przeszło.
Dziwna sprawa z tym Mikołajem i innymi Gwiazdkami. Z jednej strony konsekwentnie trzymamy się zasady nieopowiadania dzieciom bullshitu i nie traktowania ich jak debili. Z drugiej strony - no fajnie jest czekać na Mikołaja! Więc chociaż Kuba już dawno przyparł rodziców do muru i wydobył zeznanie, że tak, to my jesteśmy Mikołajem - wyparł to całkowicie i dalej ma kupę zabawy z ustawianiem butów pod drzwiami.
Ustawianie butów pod drzwiami jest też wynikiem hybrydowego wychowania w kulturze jednocześnie polskiej i niemieckiej - chociaż nie jestem pewna, czy gdzieś w Polsce Mikołaje nie wsadzają rzeczy do butów? Tu wsadzają, i wyłącznie słodycze. Na szczęście jesteśmy dwukulturowi i uchachany Mikołaj niemieckie słodycze włożył do butów, a polski prezent pod łóżko. Zaraz obok kalendarza adwentowego :-)