Blog Kubusia
Remont wszechświata
Chcesz rozśmieszyć boga? Opowiedz mu o swoich planach.
Znużeni nieco brakiem, hm, wizualnego progresu robót - wywiezienie dziesięciu kubików gruzu się nie liczy - postanowiliśmy olać rzeczy pilne i niezbędne i upiększyć nieco jadalnię. Jest to bądź co bądź serce domu, spędzamy tam mnóstwo czasu, więc odświeżymy ściany, położymy wreszcie parkiet i będzie pięknie.
Skończyło się remontem wszechświata.
Po zerwaniu z sufitu styropianowych kasetonów (są w całym domu) okazało się, że sufit trzeba szpachlować, zanim cokolwiek. Nic to. Zaszpachlowaliśmy, a niedzielę przeznaczyliśmy na malowanie i układanie podłogi.
Po pierwszym przejechaniu wałkiem od ściany odpadł wielki kawał wszystkiego i szybko stało się jasne, że poprzednie malowanie było ostatnim możliwym.
W rezultacie zerwaliśmy wszystkie stare tapety - dokopaliśmy się do niebieskich lamperii i tapety w balony pod raufaserami - zagruntowaliśmy ściany, z których sypał się tynk, no i jesteśmy na etapie szpachlowania ścian, tylko że niedziela się złośliwie skończyła.
Za to parkiet się nie brudzi, bo leży sobie bezpiecznie w zafoliowanych paczuszkach. Ale jak pięknie będzie..!
Tak do protokołu: tydzień temu mieliśmy włamanie do domu, w nocy, jak spaliśmy - ale ciągle nie jestem w stanie o tym lekko i dowcipnie pisać, więc może później.
Dziennik budowy: trivia
|
Kupa, jeszcze malutka |
Kupa gruzu w ogrodzie rosła sobie i rosła, trzeba więc było zamówić wreszcie kontener. Wymyśliliśmy sobie, że nie będziemy stawiać go na posesji, bo nam zablokuje wjazd do wiaty, a poza tym taki duży mógłby nie przejsć przez bramę, tylko postawimy go za płotem - akurat jest taki przyjemny kawałek miejsca między chodnikiem a ulicą, gdzie by się zmieścił.
No to mamusia zadzwoniła do gminy w celu uzyskania odpowiedniego pozwolenia.
Pani Z Gminy sobie zapisała, przysłała mailem formularz, jeszcze tego samego dnia przyjechała sobie pomierzyć (wywołując przerażenie robotników, którzy jak raz byli sami w domu) - no i następnego dnia, kiedy mamusia jechała akurat pociągiem, zadzwonił telefon.
W telefonie była Pani Z Gminy, która -- zaczęła przepraszać.
Że się nie da. Że jej jest strasznie przykro. Że ona przecież widziała, że jest dosyć miejsca. Ale że to nie jest gminna droga, tylko jakaś inna, i ci inni się nie zgodzili. Że to strefa bezpieczeństwa. (W krzakach?? - przyp. aut.) Że jej jest strasznie przykro, że ona przeprasza. Za kłopt. Ale że ona nic nie może. I że przeprasza.
Osłupiała mamusia zapewniła Panią Z Gminy, że nic się nie stało, kontener stanie na posesji i tyle, wysłuchała jeszcze paru przeprosin, wreszcie, na końcu, Pani Z Gminy rzekła tak:
- Bo wie pani, jakbyście postawili ten kontener, to jeszcze można by było go zignorować. Ale jak już przysłaliście zapytanie, no to musimy zabronić. No niech mi pani powie: CZY TO NIE WREDNE???
Ordnung muss sein :D
PS. Kontener stanął na posesji, a w strefie bezpieczeństwa postawiliśmy samochód. Stoi trzeci tydzień :D
Jak zginął kot
|
Sąsiad z wizytą |
Nasze koty ogólnie łażą sobie wolno, ale - ogólnie - raczej się rozglądamy, gdzie są i - ogólnie - raczej staramy się ogarniać, żeby zaglądały do domu. Zresztą one zaglądały.
Z czasem wykształcił się taki plan, że (w dni, kiedy mama pracuje w domu) koty wyłaziły wcześnie rano, wracały koło południa na sjestę, a potem były wypuszczane wieczorem, po naszym powrocie ze szkoły.
No i w ostatnią niedzielę Ciri nie wróciła na noc.
To nie była miła noc - prawie nie spaliśmy, bo wydawało nam się, że coś miauczy, potem nie daliśmy rady pracować, bo zamartwialiśmy się kotem - no i w końcu kiedy wczesnym popołudniem kompletnie wykończony J. przyjechał do domu, okazało się, że kota cała i zdrowa siedzi w ogródku.
Gdzie była - nie wiadomo, ale ma od tamtej pory taką traumę, że się krokiem za płot nie rusza. Przez pierwsze dni w ogóle nie schodziła ze schodków, tylko siedziała na progu, potem odważała się odejść o metr - ale co pół minuty wpadała do domu i sprawdzała, czy nas widać. Teraz już wychodzi do ogrodu, ale zawsze jest w zasięgu wzroku. Gut :-)
Za to Jaskra dziś złapała burza poza domem. Wrócił, jak przestało lać - jego szoku i niedowierzania nie sposób sobie wyobrazić. :D
Bilansik
Dziś mija dokładnie pół roku, od kiedy wprowadziliśmy się do naszego domu.
Pół roku!
W czasie owego pół roku zdołaliśmy:
- wymienić instalację elektryczną, z której większość i tak zlikwidował remont poddasza;
- wymienić podłogi na parterze;
- wymienić dach;
- wymienić kaloryfery w sypialni i gabinecie;
- posadzić siedem tuj, trzy maliny i dwie jeżyny (wczoraj);
- zrujnować poddasze tak, że nie nadaje się do mieszkania;
- zrujnować znakomitą część ogrodu, przysypując ją gruzem i/lub materiałami budowlanymi.
Ale nic to.
Ogólnie mieszka nam się znakomicie, nie zamienilibyśmy naszej chałupy na nic innego. Tylko pliz, nie mówicie do nas "szczęściarze". Szczęściarze dziedziczą dom po bogatym krewnym albo wygrywają na zdrapce. My kupiliśmy dom z ogłoszenia, pracując od rana do nocy, żeby móc sobie na niego pozwolić. Ot, filozofia.
A złażąc z konia: kupiliśmy chłopcom trampolinę. To były znakomicie zainwestowane pieniądze! Od wczoraj rana mieli tyle ruchu, ile przez ostatni miesiąc - nauczyli się już robić salta w powietrzu i takie tam. Dzisiaj ich deszcz wygonił, ale skakali od samego rana. Cudnie :-)
Zła kobieta
- Tej sałatki lepiej nie jedzcie, dużo za ostra wyszła - rzuciła mamusia mimochodem przy kolacji.
W rezultacie dzieci pobiły się o ostatni kawałek pomidora.