Prawo własności
Dzieci zostały wyposażone w zestawy do puszczania baniek mydlanych. Tata pyta Kubusia, czy może pożyczyć jego bańki.
- Masz, ale nie zużywaj wszystkiego!
- Ale ja chcę puszczać bańki...
- To kup sobie!
Metamorfozy
Kuba przeszedł jakąś niepojętą metamorfozę. Nagle, z dnia na dzień, zaczął zachowywać się jak normalne dziecko. Przede wszystkim odblokował mowę. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo w gruncie rzeczy ograniczona była jego komunikacja - mówił, że czegoś chce lub nie, odpowiadał na pytania (lub nie), ale poza tym to raczej gadał do siebie i do swoich autek w czasie zabawy. Tymczasem ostatnio... nie poznaję syneczka. Dziś rano na przykład, tatuś pojechał już do pracy, a tu rozwalił się pojazd z klocków lego. Mama próbuje naprawić, ale skąd, nie działa, wszystko źle, a to tata budował bez instrukcji. W końcu Kuba, zniecierpliwiony najwyraźniej mamusiną indolencją, oznajmia: "Mama. Poczekaj. Miałbym pewną propozycję. Bo tata to robił z takiego wzoru, ja go zaraz znajdę, poczekaj momencik..." - po czym Kuba przegrzebał regał, wyjął pozycję, otworzył na ilustracji i rzekł: "widzisz? Taki pojazd ma być."
Albo:
(Kuba siedzi w przedpokoju na dywanie z miną Tragiczną)
"Bo wiesz, ja jestem obrażony na tatę. Szliśmy i tata zaczął ze mną walczyć, a mnie się to nie spodobało. No i ja też chciałem z nim walczyć, ale mnie się nie udało i dlatego teraz jestem obrażony!"
Itp.
Niestety (albo i stety, trudno powiedzieć) skutkuje to też nieprzerwanym pytaniotokiem o wszystko. "Dlaczego to wisi, mama? - Żebyśmy wiedzieli, kiedy jest impreza. - Dlaczego impreza? - Bo jest dzień dziecka. - Jakiego dziecka? - Każdego dziecka. - Dlaczego każdego dziecka?..." itp. Śmieszno i straszno, ale jednak bardziej śmieszno.
Poza tym Kuba powolutku, powolutku przymierza się do rysowania. Jak już coś narysuje, to hoho! Inspiracje też miewa niebanalne. Ostatnio narysował Alexanderplatz z Wieżą telewizyjną i tramwajem tak, że mamusi oczy wyszły. Niestety, ciągle jeszcze niechętnie to robi. Dla zachęty dostał pastele Faber-Castell, nie dlatego, żeby snobizm, tylko były (nie do wiary!!) najtańsze.
Jacuś również chętnie rysuje, przy czym zawsze wybiera sobie jaskraworóżową kredkę. Potrafi konstruować całe zdania, z czego nie zdawaliśmy sobie sprawy, dopóki nie odbył konwersacji (przez telefon) z babcią, która uświadomiła nam, jaka jest różnica. Bywa niekiedy śmiesznie, bo Jacynek nie bardzo się przejmuje pytaniami i opowiada nieprzerwanym słowotokiem to, co mu akurat w duszy gra. Kiedy rozmawiał z babcią przez telefon, spytała, co je na kolację. Na co Jacuś rzekł radośnie: ŚLIMAKI!!! Duże ślimaki i malutkie ślimaki i czarne ślimaki i niebieskie ślimaki, dużo ślimaków! Babcia co nieco zgłupiała, a jemu chodziło o rysunki ;)
Zdjęć niestety nie ma i nie będzie, gdyż szuja-camedia wprawdzie ożyła, za to mamusiny komputer oddał ducha w efektownym snopie iskier (naprawdę). W ten sposób mamusia została jedynie z laptopem, w którym nie działa prawie nic - działa monitor, ale z plamą, i częściowo klawiatura. Tak że żadnych zdjęć nie ma. I tak zresztą jesteśmy tak wykończeni, że nie robimy nic, co nie podtrzymuje bezpośrednio funkcji życiowych ;)
Pierwsze rowery za płoty
Kubuś nas trochę zadziwił, a trochę nie. Zadziwił nas, że ani razu nie cisnął rowerkiem o ziemię, nie miał ataku paniki, tylko właził na niego i próbował do oporu jeździć. A nie zadziwił, że mu nie wychodzi. Otóż panicz nie umie pedałować. Ten ruch jest dla niego zupełnie niepojęty... Ale tak: po pierwsze, zakochał się od pierwszego wejrzenia w swoim pięknym, "tenerowym" rowerze, po drugie spotkaliśmy na placu zabaw Fabiana, lat pięć, który miał podobny rowerek i szalał na nim jak kaskader. Kuba, w chwili spotkania już trochę (trochę..!) zmęczony i zniechęcony, na widok szalejącego Fabiana dostał przypływu nowych sił i próbował do upadłego. Idzie mu coraz lepiej, ale będziemy musieli jeszcze sporo poćwiczyć... Faktem jest, że Kuba jest niezwykle zmotywowany i próbuje, próbuje, próbuje i próbuje. Nauczy się...
Jacuś dostał swój laufrad, wlazł na niego i właściwie od razu zaczął jeździć. Na początku nie umiał zawrócić, ale po godzinie zjeżdżał już z górki z nogami w górze. Z tym, że to akurat było do przewidzenia, bo Jacuś wariat jest...
No i pierwszy raz nam się zdarzyło, żeby chłopcy nas rano wyganiali na spacer! Zwykle trzeba ich za uszy wyciągać z domu, a dziś przed dziewiątą byliśmy już na polu. Po powrocie towarzystwo padło bez ducha, ale prawdopodobnie zaraz po obiedzie idziemy na rowerek...
Zdjęcia autorstwa tatusia. Ukochany aparacik mamusi (niewątpliwie płci żeńskiej, w końcu na drugie ma Camedia...) po wykonaniu dziesiątek zdjęć paniczów na rowerkach spytał uprzejmie: format card? Jedyna odpowiedź brzmiała "yes" i nie dał się już przekonać do czegoś innego. Żeby go (ją) jasna cholera wzięła!!!