Blog Kubusia
Rozżalenie
Kubełkowy poster o pająkach.
Pełen podziwu Kubeł opowiadał o posterze kolegi, który 'ma wszystko narysowane, tak ładnie, mama'.
Mama wie skądinąd, że tata kolegi 'wcale go nie puścił do tego plakatu, sam zrobił, żeby ładnie było'.
Może to nieetyczne, ale powiedziałam Kubie. No bo w końcu co, kurczę blade.
Naukowo
Odwiedziliśmy wczoraj coroczną Długą Noc Nauki, organizowaną przez berlińskie uczelnie wszelakie, gdyż tatusiowy instytut również zorganizował oprowadzanie - oprowadzał tatuś we własnej osobie - i mieliśmy okazję obejrzeć laboratoria. Najbardziej ze wszystkiego chłopcom podobały się pomarańczowe rękawiczki laboratoryjne ;-) Jacuś wziął udział w konkursie - na zdjęciu - i wygrał pluszowego tyfusa, a Kuba wziął udział w prawdziwym naukowym quizie i wygrał -- no właśnie, pluszowych zarazków niestety zabrakło, ku rozpaczy synka, ale dostał komiks o bakteriach, znakomity. A pluszowy syfilis zawsze możemy mu kupić ;-)
Dalej w klimacie naukowym, Kuba przyniósł ze szkoły wieść, że jak kto zrobi na środowisko poster o swoim ulubionym zwierzątku, to będzie miał Zasługę (czyt.: jedynkę). Myśl, żeby Kuba zrobił swój pierwszy w życiu poster, zachwyciła oczywiście oboje rodziców i rzuciliśmy się w wir pomagania. Pouczony, czym jest wikipedia, Kubeł rzucił się również - pogrążając się całkowicie w odmętach internetu i wydając okrzyki na widok każdej co ciekawszej informacji. Niesamowite jest to, jak Kubeł zapamiętuje informacje - wystarczy, że raz przeczyta artykuł w wiki i jest w stanie powtarzać (poprawnie!) łacińskie nazwy wszystkiego, łącznie z miejscem występowania i rozmiarem. Do tego fantastycznie linkuje wiadomości - jak tylko dowiaduje się, że avicularia purpurea występuje w Amazonii, natychmiast rzuca się sprawdzać, gdzie też rzeczona Amazonia się znajduje, a potem przypomina sobie, co tam jeszcze występuje - no, obłęd. Prace nad posterem jeszcze trwają, gdyż brak nam w domu podstawowej pomocy naukowej, czyli drukarki - ale zdjęcie będzie, rzecz jasna. Kubeł wszystko sam zaprojektował i wymyślił, teraz tylko musimy to zebrać do kupy na jednej kartce. No jeśli TO nie będzie warte jedynki*, to przynajmniej dostanie pluszowy syfilis! ;-) (mam jakieś takie mieszane uczucia, bo środowisko jest z tą panią od bajeczek - ale może jestem uprzedzona)
*Nie, żebyśmy byli jakimiś wielkimi fanami ocen i dostawania jedynek. Nie o to kaman. Tylko że ... No, sposób oceniania w naszej szkole jest trochę - inny. Tzn. ja tam nie jestem zwolennikiem, żeby każdy za wszystko dostawał jedynkę - mamusia np. skończyła podstawówkę z piątkami z góry na dół, ale za to bez żadnego pojęcia, kim jest - niemniej, dostanie jedynki powinno być, hm - realne. U nas nie jest. Tzn. ja tam nie wiem, ale jeśli na 70 zadań Kubeł ma zrobionych poprawnie 68 i dostaje za to 2 minus? Albo z dyktanda, jedyny błąd, jaki miał, to Jakub z małej litery - znaczy z dużej, przekreślonej, poprawionej na małą - i za to też dostał 2... No nie wiem. Tak czy owak, zależałoby mi, żeby pokazać Kubełowi, że też może dostać jedynkę. Bo może, cholera.
Herbata, czyli rozmowa
[Kuba puścił spektakularnego pawia zaraz po wysiąściu z autobusu.]
- No dobra, to zrobię ci herbaty i położysz się z termoforem czy co...
- Mama, przecież ja nie lubię herbaty.
[Jacek] - Lubisz! Z nasturcji!
- ..co? Istnieje herbata z nasturcji??
- No ta różowa!
- Ale herbata z nasturcji nie jest różowa...
- Jest! Ta co kupiliśmy na targu!
[Mama, łapie] - ...A! W Turcji!
- No przecież mówię, że z Turcji!
Nigdy nie zapomnij o momraju
- "Nigdy nie zapomnij o momraju!" - oznajmił Kuba dumnie, dzierżąc w dłoni Zeszyt Do Polskiego.
- ...co?
- Nigdy nie zapomnij o momraju - powtórzyło dziecko, jakby mniej pewnie.
- Co to znaczy?
- Nie wiesz?
- Nie.
Brew zmarszczona, wzrok wbity w zeszyt. Wtem!
- Aaaa..!! MOIM KRAJU. Nigdy nie zapomnij o moim kraju! Zapomniałem i!
- ... Chyba 'swoim kraju'.
- ... Mama. Już wystarczy.
A potem wróciliśmy
Wróciliśmy do Krakowa i tego dnia umarła babcia Basia.
Chłopcy nie byli z nią jakoś szczególnie związani - przez ostatnie lata, które pamiętają, była już bardzo chora. Zatargaliśmy ich jednakowoż na pogrzeb, no bo - no bo. Interesującym akcentem był komentarz Jacusia, który po raz pierwszy w życiu wkroczył do czegoś w rodzaju kościoła - kaplicy - i zobaczył gigantyczny krucyfiks. "Patrz mama, tam wisi król. Zabiiiity." Jak by nie było nam do śmiechu, zdecydowanie pozytywne wrażenie, że młody nie wie, co to takiego.
A w bukiecie bzu, który dzierżyła mamusia (ważne doświadczenie ze ślubu: bukiet jest konieczny, żeby się czegoś trzymać) była gąsienica, która bardzo bardzo pomogła nam z Dzidziem przetrwać cały ten - event. Ksiądz na początku próbował rozruszać towarzystwo, ale sam zauważył, że mu nie idzie, więc szczęśliwie szybko skończył.
I było po wszystkim.
Zdjęcia babci nie ma.