Blog Kubusia
30.7.06
  Powakacyjnie
Mamy za sobą pierwszą dłuższą podróż! Kubuś zniósł ją dużo lepiej niż my, chociaż w samolocie zachowywał się przedziwnie. Zaraz po wejściu zaczął się drzeć jak opętany - zarówno podczas lotu tam, jak i z powrotem. Nic mu się nie działo, więc teorie mamy różne: trupie światło w kabinie, może jakiś dziwny zapach, może to my byliśmy zdenerwowani i mu się udzieliło, może nie chciał akurat siedzieć bez ruchu (pasy)... Darł się aż do startu. Przyspieszenia, przeciążenia i ryk silników najwyraźniej bardzo mu się podobały. Pewnie czuł się jak na karuzeli... Jak tylko samolot wyprostowywał lot, natychmiast zaczynał wrzeszczeć (Kubuś, nie samolot) i nic absolutnie nie pomagało. W powrotnej drodze zaraz po starcie dałam mu jeść, zasnął przy tym i nie obudził się już do następnego ranka. A podróż powrotna była... skomplikowana.
Samolot z Krakowa był spóźniony prawie godzinę, w cholernych szklanych klatkach w Balicach tłum i gorąco, a wyjść nie można, bo to już po odprawie. Przez cały czas dziecko siedziało całe szczęśliwe i gęgało sobie. Dopiero w samolocie... Po wylądowaniu w Dortmundzie, a było już po dziesiątej wieczorem, z okropnym bagażem i śpiącym dzieckiem na rękach wykonaliśmy dziki galop do pociągu, bo jeżdżą co godzinę. Zdążyliśmy tylko dlatego, że był spóźniony, ale tylko po to, żeby dowiedzieć się, że pojedziemy jedną stację, a potem przesiadka do "komunikacji zastępczej", bo remontują linię. Komunikacją zastępczą, czyli autobusem, przejechaliśmy następnych parę kilometrów, żeby znów przesiąść się do pociągu. Ledwo weszliśmy na peron, miły pan przez głośniki powiedział, że pociągu nie ma, bo nie ma, i że następny będzie za godzinę. Przesiedzieliśmy tę godzinę na peronie w jakiejś pampie, w międzyczasie zbliżyła się północ, dookoła krążyła burza; cud boski, że deszcz nie padał i ciepło było. Siedząc już w pociągu marzyliśmy, jak to zapakujemy się z całym nabojem do taksówki, która podwiezie nas pod drzwi, które zresztą znajdują się jakieś 400 m od dworca - ale było nam dokładnie wszystko jedno. Tyle że zdaliśmy sobie sprawę, że nic z tego nie będzie, bo przecież Kubuś wymaga siedzonka, a na postoju siedzonka tak ot raczej nie będzie... Zatem pozbieraliśmy bety i dziecko i potuptaliśmy grzecznie na nóżkach. W rezultacie do domu dotarliśmy po pierwszej w nocy.

Przez całe te koszmarne siedem godzin dziecko zachowywało się jak aniołek (pomijając darcie w samolocie, no ale) - tarmoszony i przerzucany od jednego wkurzonego rodzica do drugiego Kubuś spał jak zabity i nic mu nie przeszkadzało. Nawet dźwig i gwiżdżące lokomotywy w tej pampie... Resztką sił wsadziliśmy go do łóżeczka, a następnego ranka obudził się cały szczęśliwy i nie miał o nic pretensji. Cudo nie dziecko!

Kubuś zaśnięty po wylądowaniu
w Dortmundzie.











W Krakowie przeżyliśmy, jak co roku, lato stulecia, ale w chłodnym domu z tarasem i ogrodem nie było AŻ TAK uciążliwe... Kubuś był szczęśliwy, bo babcie, dziadki, prababcie i ciocie pchały się do niego i cały czas miał kogoś do pogadania. Mamusia z tatusiem też niekiedy miewali wolne. Przy okazji okazało się, że synek uwielbia jeździć samochodem.














Kubuś z babcią na piwie.




Na tarasie upał nie był
aż tak uciążliwy...

Przez te dwa tygodnie Kubuś niesamowicie wydoroślał. Przede wszystkim bardzo poszerzył zakres wydawanych dźwięków. Zrobił się w ogóle bardzo rozmowny, potrafił godzinami siedzieć w swoim kubełku i gadać z kim popadnie. Zabrał się też za spółgłoski, raz nawet powiedział "dy dy".

Kubuś gadający
z kim popadnie.












Przewraca się zupełnie swobodnie na bok i zasypia tylko w tej pozycji.
Bawi się zabaweczkami, tzn. sięga po nie i wpycha sobie do buzi.
Zaczyna siadać - z pozycji półleżącej potrafi już usiąść całkiem sam. Uwielbia też być sadzany i gapić się dookoła.
Mamy też teorię, że będzie ząbkował, bo ślini się jak alien i wpycha do buzi absolutnie wszystko, przy czym wepchnięte przedmioty mocno gryzie (palce rodziców też wpycha, stąd wiemy).

Następna podróż - we wrześniu.
 
13.7.06
  Kubuś i chusta

Wsadziliśmy dziś Kubusia do chusty - jutro jedziemy na wakacje, bez wózka, w sumie pięć godzin w drodze, więc trzeba było znaleźć jakieś alternatywne środki transportu. Niby mamy nosidełko, które Kubuś lubi, ale w nosidełku może być tylko pionowo, a w chuście w razie czego też spać. Spodobało się! Jutro próba generalna. Wszyscy bardzo jesteśmy ciekawi, jak też się nam ta pierwsza wspólna podróż uda.

Z jedzenia co cztery godziny nic nie wyszło. Czasem się udaje, ale jednak najczęściej zaczyna się awanturować po trzech godzinach, punktualnie co do minuty jak zegarynka. No to niechta, może być i co trzy godziny.
 
9.7.06
  Kubuś i praca

Dziś było bardzo dziwnie. Wieczorem to tata dał mi jeść. Do tej pory myślałem, że to niemożliwe, ale najwyraźniej jednak tak. Nie mam nic przeciwko temu. Ważne, żeby mleko było.







Później pomagałem tacie pracować. Poprawialiśmy prace studentów. Straaaszna nuda. Ja bym lepiej napisał, gdyby puścili mnie do komputera, ale na razie nie pozwalają mi nawet oglądać telewizji. Szkoda, bo to ciekawe. Kolorowe i się rusza. I jeszcze gada do tego.




Staraliśmy się dzisiaj przestawić Kubusia na rytm karmienia co cztery godziny (do tej pory jadł co trzy, ale ostatnio coś grymasił przy cycku i stwierdziliśmy, że nie jest głodny). W dzień udało się bardzo dobrze, ale wieczorem obudził się po trzech godzinach taki głodny i wściekły, że nerwy nam puściły i dostał jeść. Z butelki. Ciekawa rzecz, że butelki z herbatą nie umie sobie sam trzymać, a z mlekiem - proszę bardzo... Po włożeniu do łóżeczka odwrócił się na bok i zasnął. Jak gdyby nigdy nic! Wczoraj jeszcze tego nie umiał!!!
 
7.7.06
  Rączki cd.

Wczoraj Kubuś pierwszy raz naprawdę świadomie wyciągnął rączki do misia, chwycił go i bardzo starannie obmacał. Bardzo był przy tym skupiony. Puszczanie misia jeszcze mu nie bardzo wychodzi; próbował wepchnąć sobie do buzi rączki i bardzo się zdziwił, co to za pluszowe świństwo weszło mu do paszczy. Co ciekawe, na początku nie był zainteresowany rzeczami, które dawało mu się do rączki; najpierw chwytał tylko misie, które dyndały mu na sznurku przed nosem. Dziś łapał już kaczuszkę z ręki.

Zauważyłem, że ilekroć chwytam jakąś zabawkę, mamusia i tatuś robią mi zdjęcia. W ogóle, robią strasznie dużo zdjęć. Ciekawe, po co? Paparazzi i Mamarazzi.

Śpi jeszcze więcej niż zwykle; wczoraj i dziś na pierwsze karmienie obudził się po dziesięciu godzinach - !!! - zjadł, i poszedł spać dalej. Przy tej pogodzie (deszcz i prawie 30 stopni) to nie jest bardzo dziwne, każdy by spał, ale ciągle ciężko uwierzyć, jak mało mamy (i zawsze mieliśmy) problemów ze spaniem. Poza tym - już prawie potrafi obrócić się na bok; z boku na plecy już dawno umiał. Niedługo nie będzie można zostawiać go samego np. na łóżku.
Jesteśmy bardzo ciekawi, ile waży - trzy tygodnie temu na wadze do 6 kg zabrakło skali. Nosi rzeczy w rozmiarze 68, na których jest napisane "6 m-cy" i w ogóle, wielki jest strasznie. Ale nie tłusty, na szczęście. Ma teraz regularnie problemy z brzuszkiem, mamy nadzieję, że to znaczy, że ostatecznie reguluje sobie układ pokarmowy. Przez cały czerwiec robił kupę średnio co 5 dni, ale lekarz kazał nie panikować - podobno to normalne. Możliwe, a przede wszystkim praktyczne.


Od kilku dni wywala jęzor, cały czas! - podobno to też normalne, chociaż czasami trudno to sobie w ten sposób wytłumaczyć, bo wygląda, prawdę mówiąc, jak idiota. No, ale skoro musi...
 
5.7.06
  Kubuś i upał









Aaaale upał...
W taki upał można tylko spać i spać.
 
1.7.06
  Kubuś i knajpa


Ciekawa rzecz, że jak rodzice w weekend zabierają mnie na spacer, to zawsze kończymy w jakiejś knajpie. Ale, jak zauważyła mama, nie najbliższej. Dziś w każdym razie zabrali mnie na piwo. Było pyszne!!





Rączki można nie tylko wkładać jedną w drugą i do buzi, ale też łapać różne przedmioty. A jak się walnie rączką w karuzelkę, to się rusza. To bardzo ciekawe.
 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger