Jaskinia
Heh, chłopcy zbudowali prawdziwą jaskinię..! Pierwotnie była piętrowa, ale konstrukcja tego nie wytrzymała - szkoda, piętrowa była fajna. Ale i tak w niej śpią. Ciekawostka przyrodnicza, zbudowali ją nie w żadnym ze swoich dwóch nowiutkich, przestronnych pokoi, tylko na dole, w pokoju z tv, i tam teraz mieszkają. Nie szkodzi, w tym tygodniu akurat mogą, bo tata jest w Afryce, a mama konsoli nie używa - ale w weekend planujemy Wielkie Przebudowanie Jaskini Na Górę. Kurczę, mam z tego co najmniej taką samą radochę jak oni! Plus, mnie oczywiście w tym wieku nie wolno było budować żadnych jaskiń, bo robił się BAŁAGAN. Noż fak.
Jacynka najwyraźniej wziął sobie do serca, co mu mamusia tłucze nt. najważniejszych dwóch semestrów - straszna katastrofa wczoraj była, bo okazało się, że mają z Kordianem referat z posterem o Australii na piątek. Tzn. Kordian utrzymywał, że na przyszły piątek, po czy okazało się, że patrzył na kalendarz z zeszłego roku - no spoko, czymże jest jeden rok wobec wieczności. Jacynka klasycznie nie ogarnął, o co cho, Kordian awanturował się przez telefon, żeby Jacek się pospieszył z bliżej nieokreślonym czymś - no śmiechom i zabawom nie było końca, szczególnie, kiedy Jacek zażądał ode mnie wydrukowania zdjęć wszystkich miast Australii, a ja odmówiłam. Na szczęście jeszcze stosunkowo wcześnie się to wszystko okazało i damy radę ogarnąć. Po piątej klasie Kubusia mama umie w postery ;-)
A durny pieseł wczoraj uciekł z domu i pobiegł szukać dzieci, które pojechały do szkoły. Jakim cudem przeszedł przez ogrodzenie, nie wiem - moim zdaniem to niemożliwe. Natomiast jedną rzecz zrobiliśmy dobrze: nie odważył się wybiec na jezdnię, tylko uruchomiło mu się "ulica stop", biegał wzdłuż krawężnika i lamentował, a mamusię zaalarmowali przechodnie. I dobrze, bo pewnie nie mielibyśmy już piesa. Durne bydlę. Ale on nas strasznie kocha, to jest totalnie ten rodzaj psa, który czekałby pięć lat na rondzie... (Na zdjęciu widać, co się dzieje, jak mama się gdzieś zatrzyma na minutę)
Dialogi rodzinne
- Zabierasz do szkoły nieobraną pomarańczę? - zdziwiła się mama.
- No tak - zdziwiło się dziecko.
- To czym ją obierasz? - zdziwiła się mama.
- Normalnie, nożyczkami - zdziwiło się dziecko.
Film i rap
Przeżyłam właśnie mały szok kulturowy, bo dzieci wyciągnęły mnie na zabawę: jeden ktoś mówi słowo, a inny ktoś ma zarapować do tego co najmniej dwa wersy. Respectively w języku, w jakim to słowo zostało powiedziane. Miałam na początku obawy, ale okazały się płonne: rapowaliśmy przez dwie godziny w trzech językach i moje dzieci rzuciły mną o ścianę. One nie mają z tym żadnego problemu, zrymować z czymkolwiek usłyszane przed sekundą słowo. W trzech językach. Przykłady: 'table': "I have an old table -- and it's still pretty stable". Sky: "It's a big blue sky, and there I can fly". Itd. Kopara mi opadła.
Na zdjęciu dzieci - konkretnie Kuba, mówiący do Jacka - kręcące
stop motion w plenerach. Moje dzieci są jednakowoż jakieś walnięte.
Poza tym: nic ;-)