Spoko
Dotarliśmy z Kubusiem do lekarza - wreszcie. Lekarz przesłuchał Kubusia na okoliczność rozwoju mowy i powiedział "Iiiii... Spoooko... Zupełnie inne dziecko niż wiosną..." Skierowanie do logopedy dał, ale powiedział, że tylko jeśli "mamy czas i ochotę, żeby się wykazać". Jasne, jeszcze nam logopedy brakowało. Tak że kamień z serca, synek się rozwija, nie ma się czym martwić.
W związku z ww. terminem rodzice rozdzielili się dziś na pół i jedno pół wzięło Kubusia do lekarza, a drugie pół wzięło Jacusia do przedszkola. Wnioski jednobrzmiące: rodzice jedynaków NIE MAJĄ POJĘCIA, jak mają fajnie. To jest zupełnie inna jakość!
Mama z Kubusiem udali się do lekarza na baaardzo dalekim końcu miasta, zgodnie z umową, na 9.00. Po pierwsze, okazało się, że mobilność z jednym tylko synkiem jest dużo większa niż zwykle, więc byliśmy tam pół godziny za wcześnie. Po drugie, było przeraźliwie zimno. Po trzecie, na tabliczce na drzwiach było napisane, że lekarz przyjmuje od 10.00. Po czwarte, nikt nie odpowiadał na dzwonek.
Mamusia, nieco blada, racjonalizowała sobie, że od razu wpisała w kalendarz i na pewno nie ma żadnej pomyłki, niemniej należało zagospodarować jakoś rzeczone pół godziny. Jako że synek telepał się nieco i nabierał niebieskiego odcienia, mamusia udała się z nim na śniadanie do pobliskiej knajpy.
Ha.
Nadejdą kiedyś takie czasy, kiedy będziemy sobie chodzili razem coś zjeść, bez stresu, że dzieci, że sajgon - po prostu tak, jak dzisiaj. Z synami do knajpy. Siedzieliśmy z Kubłem przy stoliku, pożeraliśmy śniadanie i konwersowaliśmy na różne tematy. Sielanka. Ha. Te czasy _nadejdą_!
Kubusia strasznie bawiło robienie zdjęć komórką, a mamusia odniosła wielkie zwycięstwo nad materią i stworzyła połączenie między telefonem i laptopem. Zatem jest i dokumentacja ;)
Jacynek
Zaczynają się fajne teksty Jacusia.
Mama zachwala nowy jogurt, który odkryła w sklepie. Dwuczęściowy, z czekoladowymi kulkami do wsypywania.
- I som kuskawkiiiii...???
- Są.
- I kukiiii....???
- I kulki.
- I cekoladaaaaaa...???
- Czekolada też.
- I parówkiiiii...???
- ... eee ... nie, parówek w nim nie ma.
- To nie cem.
Rodzice kupili sobie też nową zabawkę. Chwilowo dosłownie, gdyż wymaga naprawy, a nie ma kiedy, więc stoi pod domem. Chłopcy codziennie każą otwierać zabawkę i włażą do środka. Przynajmniej ekologiczna... ;)
Zabawnie
Mama marudzi w SBahnie, że nie zdążymy na autobus. Na szczęście okazało się, że autobus jest spóźniony.
- Hura, chłopaki, autobus jeszcze nie jechał!
- No widzis mama. Jak zwykle psesadzas.
Kuba oznajmił, że potrzebuje nowego laufrada.
- Nie ma mowy. Laufrady są dla dzidziorów.
- To jest twój obowiązek, mama!
Bawimy się w kupowanie. Kuba wyliczył mi kamyczki i powiedział, że mogę sobie za to kupić auto.
- Ooo, super. To ja poproszę BMW!
- Daj spokój mama. Mozes kupić malucha albo trabanta.
Jest naprawdę coraz zabawniej.
Kuba chodzi w przedszkolu na muzykę (ponieważ nie płacimy już za jego przedszkole - państwo funduje - postanowiliśmy zainwestować w rozwój syneczka). Podoba mu się, chociaż nie ma żadnego sposobu, żeby z niego wyciągnąć, co oni tam właściwie robią. Wczoraj powiedział tylko, że skakali... Wiemy tyle, że przychodzi pan z instrumentami.
Widać wyraźnie, że dla nich dom i przedszkole (= świat po polsku i świat po niemiecku) to dwa odrębne światy i nie ma jeszcze między nimi połączenia.
Jacynek twardo odzwyczaja się od pieluszki. Ciekawe zjawisko; w domu nie ma z tym najmniejszych problemów, na spacerach też nie (sikanie do krzaków ciągle jeszcze jest aktrakcyjne...), natomiast w przedszkolu nie da rady. Trzeba przyznać, że przedszkole się nie poddaje - w efekcie codziennie razem z Jaciem odbieramy worek mokrych rzeczy. Wczoraj zdołał nasikać sobie do butów. Obu.
Zadziwiła nas też pani przedszkolanka, z którą rozmawialiśmy w jakiejś wolnej chwili. Opowiedziała, że w przedszkolu Jacuś nie mówi - przynajmniej nie do dorosłych - co absolutnie nie znaczy, że nie umie, bo jak czegoś potrzebuje, to nie ma problemów z poproszeniem. Rodzicom szczęka opadła, bo w domu Jacynek nawija cały czas, na zmianę po polsku i po niemiecku, w przerwach śpiewając. Nadia powiedziała też, że Jacuś jest "spokojnym, cichym dzieckiem, o którym łatwo zapomnieć, jak bawi się samo w kąciku". Tu już zaczęliśmy się zastanawiać, czy mówimy na pewno o tym samym chłopczyku... Ale nie ma w przedszkolu drugiego dziecka o imieniu Jacek. Hm.
Martwi nas natomiast kubusiowy brak zainteresowania i umiejętności rysowania. Trochę trudno to opisać, ale to chwilami strasznie wygląda, kiedy bierze do ręki ołówek i tak _kompletnie_ nic nie potrafi z nim zrobić. Trzeba będzie jednak (wzdech) iść do lekarza, chociaż a) Henrik twierdzi, że z Kubą jest wszystko w porządku i nie potrzebuje pomocy, b) łażenie po terapeutach to naprawdę ostatnia rzecz, jakiej nam teraz potrzeba. No, ale...