Kubuś i przełom
W Kubusiu dokonał się jakiś przełom. Nagle, pewnego dnia, zupełnie bez uprzedzenia, zaczął próbować raczkować i wstawać. Raczkowanie mu jeszcze nie bardzo dobrze wychodzi, bo jakoś zawsze ma o jedną nogę za dużo, za to wstawanie..! Dziś po raz pierwszy wstał zupełnie sam, chwytając się kanapy! Opierając się o coś rękami potrafi zresztą stać właściwie samodzielnie (to raczej rodzice mają panikę i cały czas go asekurują). Nagle, w ciągu kilku dni, zrobił się całkiem mobilny. W nagrodę dostał wykładzinę, na której może trenować - na panelach troszkę jest jednak ślisko, może to dlatego tak mu to opornie szło, że mu się łapki rozjeżdżały...
Teraz spędza mnóstwo czasu trenując - niekiedy wygląda to bardzo profesjonalnie.
Kubuś noworocznie
Nazbierało nam się zaległości, ale to nie takie proste, posprzątać zdjęcia po miesiącu i napisać coś sensownego... Po kolei zatem:
Najpierw byliśmy w Krakowie, gdzie Kubuś przeżył swoją pierwszą Wigilię - bardzo spektakularną, z całą rodziną przy jednym stole etc. Niewątpliwie był (oprócz jedzenia) główną atrakcją wieczoru. Bardzo mu się wszystko podobało, zwłaszcza zdumiała nas jego reakcja na inne dzieci: przez cały wieczór niemal nie oderwał od nich wzroku i nawet nie miauknął, taki był zafascynowany...
Nowy rok spędziliśmy w domu, zeszliśmy tylko z młodym na dół, żeby pooglądać fajerwerki o północy. Wcale się nie bał! Wyglądał troszkę niepewnie, ale gapił się z otwartą buzią i najwyraźniej mu się podobały. No, ja myślę.
Jak to zwykle po wyjeździe, zauważyliśmy, że Kubeł strasznie wydoroślał. Przede wszystkim, siedzi już zupełnie pewnie i można go zostawić samego, żeby się bawił - na przykład na kocyku.
Ponieważ jednak młodzieniec całkiem dobrze się już potrafi przemieszczać (nie mylić z raczkować; on po prostu się turla, wije, miota i odpycha, i jakoś tak mu to wychodzi), postanowiliśmy kupić kojec - w Krakowie znakomicie się sprawdził. W kojcu panicz potrafi spędzić nawet i pół godziny, robiąc sajgon w zabawkach i ogólnie zajmując się sobą. A rodzice mają święty spokój. Niezwykle praktyczna rzecz, taki kojec...
Z innych dorosłych rzeczy, panicz zaczął jeść chlebek. Pomijając fakt, że dając mu do rączki kawałek bułki do mymłania można zająć go na dobrą chwilę, dostaje Prawdziwe Kanapki, tzn. pieczywo z masłem - tyle, że pokrojone w małe kawałeczki. Bardzo mu to dobrze wchodzi. A ile radości z rozsmarowywania masła po wszystkim dookoła..!
No i na koniec ucieszny obrazek z tym, jak panicz reagował na wycieranie noska. Był otóż Naprawdę Chory i przez tydzień miał katar - ufff... Było fajnie, zwłaszcza w nocy. W dzień wystarczyło pilnować, żeby nie utopił się we własnych smarkach - nie było to proste, bo okazało się, że Kubeł nienawidzi wycierania noska! Ciekawostka przyrodnicza jest taka, że lekarz powiedział, że jak dziecko ma katar, to dopóki nie ma gorączki, trzeba z nim jak najwięcej wychodzić na pole, bo świeże powietrze dobrze robi na śluzówkę, w przeciwieństwie do ogrzanego powietrza w mieszkaniu. Dziwne, oboje byliśmy przekonani, że jest dokładnie na odwrót.