Blog Kubusia
Jacek na dziś
Przez całe popołudnie Jacek przyłazi co chwilę, klei się, wiesza, przytula, czyni wyznania. Mamusia, zdumiona* co nieco, pyta wreszcie:
- Dzidziu, co tobie się dzisiaj stało, że taki przytulaśny jesteś?
- Telefon mi się wyładował.
*wkurzona. Mamusia bowiem usiłuje pracować, w czym awanse Dzidzia nieco przeszkadzają.
Zboczone!!!
Było na fejsie, ale se wkleję i tutaj, a co tam.
Z okazji zakończenia roku s. łazimy po księgarni, wydając garściami pieniądze, bo kto bogatemu zabroni. Wtem! Przybiegają nasi synowie, lat 10, wykrzykując ... ...
- Zboczone! Zboczone! Tam są zboczone rzeczy!!!
Tośmy z Oleńką bardzo zainteresowane poszły zobaczyć, no bo kto by nie poszedł. Idziemy - a tam gołe baby. Kalendarze znaczy takie. Ładne całkiem, plaża, cycki, te rzeczy.
- No i gdzie to zboczone? - pyta Oleńka, coś jakby rozczarowana.
- Tu! I tu! - przekrzykują się dzieci, kartkując kalendarze.
- Ja też mam cycki - mówię na to niepewnie, chociaż takich jak na tym kalendarzu to nie mam, niestety.
- Zboczuchu ty! - dodaje Oleńka.
Po czym wytłumaczyłyśmy dzieciom, że ich mamusie wyglądają dokładnie, ale to dokładnie tak samo, jak te panie z kalendarza, jak tylko zdejmą ubranie, oczywiście, ale to może nie w księgarni.
Dzieci czegoś zawiedzione, poszły sobie.
I powiedzcie mi. Kto tym dzieciom takie durnoty do głowy wkłada? Bo mi te cycki opadły...
Kuba na dziś
Rodzice zeszli z góry po rozwalaniu ścian, upieprzeni tynkiem i ledwie żywi.
- Mówię ci, Kuba. Jakich ty masz dzielnych, dobrych rodziców, to naprawdę nie masz pojęcia - mówi tata.
- Dziękuję bardzo - odpowiada uprzejmie Kuba.
Remont
|
Tu będzie pokój Kuby |
Jutro zaczyna się remont poddasza.
Tzn. remont zaczął się już dawno, ale jutro wchodzą panowie, którzy mają je wreszcie zbudować. Prawdopodobnie nie do końca, bo na do końca nie starczy nam kasy, ale może przynajmniej zrobią podłogi i część ocieplenia dachu. Bo jakby... czas ucieka.
Durne w remoncie jest to, że panowie znowu będą u nas mieszkać - no ale to ma niemały wpływ na cenę, bo panowie są przyjezdni. Z Polski zresztą. Ale na taką naprawdę niemiecką firmę to nas nie stać, nie ma co. Zatem niech mieszkają, to tylko dwa tygodnie, wszystko da się przeżyć.
Jesteśmy wszyscy totalnie zmęczeni mieszkaniem na kupie na parterze; oczywiście wszystko jest względne, bo na Cauerstraße mieliśmy mniej miejsca niż tutaj nawet bez góry - ale i tak, już by się chciało, żeby ze wszystkiego przestał sypać się gruz i żeby rozpakować wreszcie pudła... Rok na pudłach, wystarczy.
Czekamy na wakacje, jeszcze dziesięć dni. Nie wybieramy się nigdzie, no bo remont, ale i tak - fakt, że nie trzeba będzie jeździć do miasta, niezwykle uprości nam życie. Przyszły rok szkolny zapowiada się interesująco, bo Jackowi zmienia się cały komplet pań, a Kubie jedna. Ale o to będziemy się martwić we wrześniu, na razie chcemy już dostać świadectwa i przestać wstawać o szóstej rano.
A poza tym, z większych progresów - złożyliśmy wreszcie papiery o obywatelstwo. Podobno za miesiąc się ma coś okazać; no zobaczymy. Mieliśmy już trzy podejścia, tylko zawsze w paradę wchodziła jakaś przeprowadzka - tu na wsi prościej. Trzeba niestety jechać 60 km do odpowiedniego urzędu, ale cała procedura nie jest jakoś bardzo przerażająca. Najlepszy dowód, że wreszcie ją przeszliśmy ;-)