Wakacje I
Ależ nam się - mimo nikłości środków - udały wakacje!
|
Bydgoszcz |
Najpierw zaprosiliśmy do nas syna znajomych na tydzień, za co oni w ramach wdzięczności zaprosili nas do siebie, do Torunia. Zrobiliśmy sobie tam bazę i spędziliśmy z nimi parę dni. Okolice Torunia są obłędne, przepiękne lasy, przepiękne jeziorka, a w każdej wsi stoi siedemnastowieczny kościół, o którym nikt nic nie wie - no dobra, przesadzam, ale tylko trochę. Byliśmy też w Bydgoszczy. Jakoś sama nie wpadłabym na to, żeby jechać do Bydgoszczy, a ona okazała się taka fajna!
A potem wsiedliśmy w auto i zrobiliśmy objazdówkę z namiotami przez Kaszuby, Pomorze, Bałtyk. Ależ to było fajne! Przede wszystkim, ponieważ w okolicy panuje jakby niedostatek autostrad, jechaliśmy przez wsie i opłotki - super przeżycie. Akurat tamtych okolic w ogóle nie znamy, a okazało się, że warto je poznać. Taka na przykład
Kraina w Kratę, gdzie wszystkie budynki są z fachwerku. Do tej pory nie wiedziałam o jej istnieniu. Nie mieliśmy za bardzo czasu, żeby się zatrzymywać, ale nawet przez okno samochodu warto było to zobaczyć.
|
W wąskotorówce |
W drodze zwiedziliśmy Biskupin - nigdy nie byłam w Biskupinie. Strzeliło nam do głowy, żeby pojechać
wąskotorówką ze Żnina - na szczęście mieliśmy dość rozumu, żeby tylko w jedną stronę; tata pojechał autem i czekał na nas. Wąskotorówka jedzie bowiem - godzinę. Auto, dla porównania, 12 minut :D Kiedy zdaliśmy sobie sprawę z tempa podróży i popatrzyliśmy na rozkład, spłoszona mamusia chciała wysiadać - ale o dziwo okazało się, że bardzo nam w tej ciuchci dobrze. Ona sobie tak tukta przez pola, w tempie raczej spacerowym, ale ma to w sobie jednak taki urok, że przejechaliśmy całą trasę: mama, dzieci i pies. A tata dojeżdżał na każdej stacji i pytał, czy aby nam się nie znudziło :D
|
Biskupin: można z psem |
Skansen w Biskupinie jest bardzo fajny, śliczną ekspozycję zrobili, do tego są tam ludzie, którzy świetnie opowiadają. Wszędzie można wejść i wszystkiego dotknąć, kupić jakieś gadżety, nawet utoczyć sobie garnek itp. Kuba zakochał się w drewnianych maskach, dość prymitywnie wyrezanych, które kosztowały majątek - mamusia podstępnie podpuściła go, żeby sam sobie taką sam zrobił, i to o dziwo zadziałało - ale ja nie o tym.
|
Torfowe bajoro |
Z Biskupina ruszyliśmy dalej, w kierunku morza. Najpierw byliśmy koło Borów Tucholskich na zupełnie bajkowym campingu
"Wieczorne mgły" - kawał lasu ogrodzony płotem, dziesięć namiotów na krzyż, pośrodku torfowe bajorko. Jest tam normalne gospodarstwo, kury, gęsi - zwłaszcza gęsi, spytajcie Bilba - no i Rocky, czarny labrador z fiksacją na wodę, który zajmował się głównie pływaniem po patyczki. Bardzo to było praktyczne, gdyż wszystkie campingowe dzieci spędzały czas na pomoście, rzucając Rockiemu patyczki. Albo kołki z płotu, w przypadku naszych dzieci. A Jacek na nim pływał. Ten pies naprawdę nie ma nerwów. Okazało się przy okazji, że bajoro, patyki i pomost to wszystko, czego do szczęścia na wakacjach potrzebują dzieci - przez parę dni prawie nie ruszaliśmy się z campingu i wszyscy byli szczęśliwi.
|
Obozowisko: widać tłok na campingu |
Obok campingu jest normalne jezioro z plażą - jezioro Wdzydze - ale tam po pierwsze z psem nie wolno, po drugie nasze torfowe bajoro było jednak fajniejsze. Tyle, że pożyczyliśmy kajaki i popływaliśmy chwilę po tych Wdzydzach - no obłęd. Początkowe obawy mamusi, że nie damy rady podnieść nawet wiosła, okazały się płonne i pruliśmy jak dzicy. Jacek, o dziwo, dosyć się bał, natomiast Kuba jest absolutnym naturalsem. Fantastycznie. Może będzie się dało... ale ja nie o tym.
Po kilku dniach jednakowoż nawet bajoro nam się znudziło i postanowiliśmy ruszyć nad morze - do Darłówka, gdzie mamusia jako dziecko spędzała każde wakacje i gdzie nie była od trzydziestu lat. No: trzeba było może poczekać jeszcze ze trzydzieści. Ale o tym w następnym odcinku.