Nostalgicznie i smutnawo
Chłopcy byli dziś po raz ostatni u Beate. Smutno. Beate to była jedna z najfajniejszych rzeczy, jakie nam się w Münster przytrafiły! Byliśmy wczoraj na lodach całą bandą, bo jakoś tak wszystkie dzieci jednocześnie się rozeszły po przedszkolach... a to fajna grupa była. Kuba oczywiście nic nie rozumie i pewnie szybko zapomni. Może chociaż zdjęcia zostaną.
Beate, niepodobna do siebie,
bo się nie śmieje
Fajna grupa była...Jacek, Lasse, Henry i Kuba
w beatowym krążowniku
Dla odmiany o dzieciach
W zeszłym tygodniu chłopcy obejrzeli pierwszy Prawdziwy Film - nie kreskówkę, tylko właśnie prawdziwy. Było to "101 dalmatyńczyków" z Glenn Close. Efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Przez dwie godziny siedzieli jak przymurowani przed telewizorem, wydając okrzyki. Okrzyki znakomicie pokazują różnicę w charakterach i zainteresowaniach syneczków. Kubuś wykrzykiwał: "Patrz! Auto!!! Patrz! Wypadek!!! Patrz! Policja!!!", a Jacuś (w tym samym czasie) "Au! Au! Au!" ('au' czyli piesek). Oglądanie filmu z Jacusiem było zresztą nieco uciążliwe, bo Jacuś wykrzykiwał "au! au! au!" zawsze, kiedy na ekranie widać było pieska.
W tym filmie przez cały czas widać na ekranie pieska.
Zaczęło się odmontowywanie mebli i - smutno jakoś i rzewnie. Przeżyliśmy w tym mieszkaniu kilka pięknych lat...
Pobudka. Witamy braciszka.
Jednego Niemca więcej
No: dochowaliśmy się prawdziwego małego geb... Niemca w rodzinie. Jacuś dostał niemiecki paszport. Nie, żebyśmy tego jakoś bardzo chcieli, ale okoliczności przyrody oraz mamusina nerwowość złożyły się na taki właśnie wynik. Chociaż Dzidź od urodzenia ma podwójne obywatelstwo, oczywiste dla nas było, że będzie miał polski paszport. Rzeczywiście, pierwszy miał polski - niestety, polskie paszporty dziecięce ważne są rok, szybko się zatem przedawnił. No, dobra, pojedziemy do Kolonii i zrobimy mu nowy, co za problem. Odkładaliśmy to i odkładaliśmy, bo jakoś weny ani czasu nie było, aż w końcu zrobił się czerwiec i sprawa zaczęła być pilna. Przy planowaniu podróży pojawiło się zasadnicze pytanie: czy do przedłużenia paszportu konieczny jest (kolejny) akt urodzenia Jacusia (który jest w Krakowie), czy też może ten z zeszłego roku wystarczy, skoro poprzedni paszport wydawał ten sam konsulat? No więc dzwonimy.
Dzwonimy.
Dzwonimy.
Po dwóch dniach bezskutecznych prób dodzwonienia się do konsulatu w Kolonii (w godzinach przyjęć, a jakże, na wszystkie możliwe numery) mamusia dostała ataku szału, sklęła wszystko i wszystkich, zadzwoniła do magistratu w Münster i spytała, czy może przypadkiem oni nie wystawiliby Dzidziowi paszportu? W efekcie udaliśmy się w sobotę spacerkiem do miasta, z Dzidziem, zdjęciem i metryką, i w ciągu dziesięciu minut (łącznie z czekaniem) dostaliśmy świeżutki, niemiecki paszporcik, ważny przez pięć lat. No i fajnie. Trzeba było odbierać telefony!!!
Pierwsze koty za płoty; reszta familii prawdopodobnie pójdzie w ślady syneczka - ale nie w tej chwili jeszcze.
Przeprowadzka TRWA. Zostało spakowane dwudzieste trzecie pudło. Ruszyło też pakowanie kuchni. Obiecaliśmy sobie uroczyście, że TYM RAZEM wyrzucimy 3/4 rzeczy, bo to bez sensu, żeby targać ze sobą zalegające w szafach rupiecie, których nikt nigdy nie dotyka! Akcja zakończyła się wielkim sukcesem: wyrzuciliśmy stary czajniczek do herbaty. No comments......
Poza tym - nie sugerować się zdjęciem sprzed tygodnia - jest tak przeraźliwie zimno, że włączyliśmy dziś ogrzewanie na godzinę. Od tygodnia poniżej 15 stopni!!! Globalne ocieplenie, taka jego mama.