Pies tropikalny
Zaczęły się ferie wielkanocne, więc dużo chodzimy po lesie. Okazało się, że Bilbo znakomicie tropi patyczki, dostał więc od Jacia przydomek:
pies tropikalny :D Ale serio, nie ma takiego patyczka, którego Bilbo by nie znalazł w największych krzakach. Nice. Teraz zaczynamy rzetelną tresurę, bo pieseł wprawdzie niegłupi jest i zasadniczo słucha, ale reagowanie na komendy troszkę jednak szwankuje - zwłaszcza, oczywiście, w sytuacjach, kiedy reagować powinien natychmiast. No: damy radę.
Wiosna nadchodzi i ogród zaczyna wielkim głosem domagać się uwagi; śliwa choruje, zaniedbana przez lata, nie wiadomo, czy będzie dało się ją uratować - póki co tniemy, smarujemy i pryskamy; zobaczymy. Durne oczywiście jest to, że wyjeżdżamy akurat na styku największych wahań temperatur; jeszcze jest zimno, ale jak wrócimy, wszystko już będzie rozkwitnięte.
Poza tym - nic. Się żyje.
Referat
Uf. Uczyniliśmy właśnie pierwszy referat z posterem Jacusia. Jacusia z Kordianem, ale Kordian -- no nic, w każdym razie, robiliśmy ten cholerny referat trzy dni, bo mamusia nie zamierza denerwować się jeszcze o drugie dziecko w gimnazjum, więc postanowiła, że będzie jak prawdziwa mama Pchać oraz Cisnąć Dzidzia przez następne dwa semestry.
No a pierwszy referat, wiadomo, najgorzej.
Ciekawie było ich obserwować przy pracy; Kordian ogólnie raczej nie był zainteresowany i działał na zasadzie "jak zrobić, żeby się nie narobić", natomiast Jacek miał z tego faktycznie radochę. Pokazałam mu worda, bardzo mu się podobało, kolorki se zmieniał, czcionki (jak widać) i w ogóle. A w pewnym momencie miałam polew, bo Kordian gdzieś zniknął, Jacek poszedł go szukać, po czym słyszę z pokoju: - Czy ty masz pojęcie, jakie to jest ważne, ten referat? W piątej klasie! Zostaw to i chodź pracować! Jak natychmiast nie pójdziesz pracować, nie będziesz już dzisiaj grał!
Tak że ten :D
Referat wyszedł zresztą całkiem przyjemny, zobaczymy teraz, czy chłopcy nie spierniczą prezentacji - ma być jednak jutro, gdyż poślizg. No: zobaczymy.
Wyszła natomiast jedna smutna rzecz: namawiałam ich, żeby zrobili napis do góry nogami, że niby Australia pod nami, ha ha zabawne. Odmówili kategorycznie, do góry nogami nie wolno, bo dostaną za to ujemne punkty.
Już ich mają :-(
Przy okazji: jaka to wspaniała rzecz, mieć specjalny stół do takich rzeczy. Od kiedy zaczęłam się bawić w robótki, marzyłam o specjalnym miejscu do tego, i proszę: tadam! Jest. Za każdym razem, kiedy zarzucam ten stół jakimś aktualnym bajzlem, zachwycam się na nowo.
Edit: dostaliśmy celujący :)