Blog Kubusia
15.1.10
  Retrospektywnie

Na zdjęciu widać następujące rzeczy:
na drugim planie wielki, wypasiony, potwornie drogi Garaż od Mikołaja.
Na bliższym planie mały, rozlatujący się, paskudny garażyk z taniego sklepu z badziewiem.
Zagadka brzmi - czym bawi się dziecko..?
 
  Choro
Kuba robi coś niedozwolonego, więc mama w ataku szału opieprza dziecko. Kuba przeczekuje, przeczekuje, w końcu odwraca się i mówi: "Mama! Dosyć już tego!!!"

Jacuś ma fazę na pytanie "...to jest?" - znaczy, "co to jest". Oraz nauczył się mówić "To ja!", podnosząc przy tym w górę paluszek jak wzór pierwszoklasisty. Niekiedy śmiesznie to wypada. Np.: mama w ataku szału: "KTO porysował kanapę???!!!", na co Jacuś zrywa się z uśmiechem od ucha do ucha, podnosi paluszek i krzyczy: "To ja!!!"

Poza tym, choro i domowo. Kolejny niekompetentny pediatra, który kaszlącemu dziecku przepisał(a) erytromycynę w końskiej dawce. Rodzice asertywnie pojechali do innego lekarza i okazało się, że słusznie, żaden antybiotyk nie jest potrzebny, a już na pewno nie koński. Tyle jeśli chodzi o szukanie pediatry blisko domu - będziemy jeździć do Charlottenburg, tak z godzinkę w jedną stronę. No ale.

Zostały wczoraj zakupione tekstylia do kubusiowego łóżeczka, wieża oraz ścianki z okienkami. Zostały przyjęte mało entuzjastycznie, raczej można było odnieść wrażenie, że chłopcy pobawili się tym trochę z grzeczności. No: nie będzie żarł, to się sprzeda... (zdjęcie zara bedzie).

PS. Zostały zmienione ustawienia bloga, tak że teraz każdy może komentować posty. Za niedopatrzenie przepraszamy ;)
 
9.1.10
  Poświątecznie
Jak zwykle po przerwie, nazbierało się pisania a pisania i pokazywania a pokazywania. Po kolei to tak:

1. Podróż powrotna. Po podróży pociągiem do Krakowa wydawało nam się, że już gorzej być nie może i przeżyjemy wszystko. Ha ha... (czym się różni pesymista od optymisty?) W drodze powrotnej pociąg również nie miał jednego wagonu, tym razem... naszego. W ogóle nie było pierwszej klasy! Wszystkie wagony bez przedziałów. Szczęśliwie udało nam się zająć cztery miejsca ze stolikiem i szczęście, że nikt nie próbował nas wyrzucać, bo krew by się polała. Dojechaliśmy, opóźnienie tym razem wyniosło zaledwie trzy kwadranse, więc dało się przeżyć. Ku pamięci potomnych niechaj będzie zapisane, że mamy cudowne, idealnie grzeczne, terenowe dzieci, które przystosowują się do każdych warunków i nawet w tak KOSZMARNEJ i PRZEKLĘTEJ podróży sprawiają mniej kłopotów, niż niektóre w wygodnym mieszkaniu!

2. Kraków. Chociaż nigdy jeszcze żaden pobyt nie zleciał nam tak szybko, ponad dwa tygodnie z rodziną wszystkim bardzo dobrze zrobiły. Kuba niezwykle poszerzył słownictwo, zrobił się troszkę mniej dziki i wielu rzeczy się nauczył (np. mówić dzień dobry). Jacuś zaczął naprawdę mówić, próbuje budować całe zdania, ogólnie niezwykle się rozwinął. Z Kubą wypracowali (wreszcie!) bezkonfliktowy (nnno...) sposób współistnienia, co polega głównie na tym, że Kuba czuje się Starszy i Odpowiedzialny za brata i mniej go tłucze... Spotykaliśmy się poza tym z innymi dziećmi, które - surprise!! - nie mówią po niemiecku. To też chłopcom świetnie zrobiło. Ech, chciało by się częściej... Na dalsze (planowane) wizyty zabrakło niestety czasu, gdyż Jacuś dostał trzydniówki i Był Chory. Przez trzy dni miał ponad 40 stopni, robiło się coraz śmieszniej, ale wreszcie się przesilił i wyzdrowiał. Trzydniówka. Ale, cholera, pokrzyżowała mnóstwo planów!

Pogoda przez cały pobyt była dziwaczna. Cztery pory roku w tydzień! Jak przyjechaliśmy, walił śnieg i było mroźno. Potem się to wszystko w cholerę stopiło i nastała wiosna. I lato - w pewnym momencie było 14 stopni! Następnie ochłodziło się bardzo gwałtownie i znowu zaczął walić śnieg, i tak już zostało do końca pobytu. Kilka wiosenno/letnich dni wykorzystaliśmy natychmiast, żeby zabrać chłopców w dolinki jury krakowsko-częstochowskiej: skoro już dziadkowie mają dom w takim miejscu... Ku naszemu zdumieniu okazało się, że chłopcy są zachwyceni wycieczkami i niezwykle przystosowani do egzystencji w terenie. Najbardziej zadziwił nas Kuba, który na codzień nie jest jednak... hm... terenowym chłopczykiem, raczej kanapowcem, książkowcem i telewidzem. Skakał po tych dolinkach jak górska kozica, a kiedy mama w pewnym momencie uznała, że dalsze wspinanie się na kamole jest zbyt niebezpieczne, wyrwał się i zaczął włazić po gołej skale, głośno domagając się liny. Geny, czy jakoś..?? Bardzo nas to podniosło na duchu. Jacuś podczas pierwszej wycieczki (Brama Bolechowicka), kiedy okazało się, że podłoże jest nierówne, kamieniste, błotniste i strome, domagał się wzięcia na ręce i szedł jak kaleka. Po kwadransie kicał po kamieniach i nie zauważał, że właśnie się wspina. Magiczne.

Po powrocie wskoczyliśmy z marszu w codzienną rutynę, z której dziś nieco wyłamał się Kuba, finiszując z czterdziestostopniową gorączką. Fajnie, świetny moment, bo przyszły tydzień... No nic. Damy radę.

 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger