O zębach, wreszcie
|
Jacełek z powyłamywanymi zębami |
Zwykle to jacełkowe zęby dawały popalić, bo Kuba miał wszystko nie do uwierzenia zdrowe i proste - a teraz nagle wylągł się Problem i sobie Rośnie.
Otóż Kubie wyrosły szóstki z wrodzoną wadą szkliwa. Podobno to normalne i zdarza się coraz częściej, nikt nie wie, dlaczego - no i dopadło akurat nas. Cholera by to wzięła.
Problem objawił się niejako jednocześnie, na copółrocznej kontroli u dentysty, na której to okazało się, że wszystkie cztery szóstki wyrosły do bani, z czego dwie tak bardzo do bani, że prawdopodobnie nie będzie się dało ich uratować. Różni dentyści walczyli, lakierami, maściami, cudaminakijami, niestety - kubełkowe szóstki stawiły opór. I została podjęta decyzja o koronach - na razie dwóch.
Pojechaliśmy, czemu nie. Najpierw raz, potem drugi raz.
Na Kubę nie działa znieczulenie.
W życiu czegoś takiego nie widziałam: własnymi oczami widziałam, jak mu wbijają prawie podwójną dawkę w dziąsło - i nic. Ząb jak był wrażliwy, tak jest i panu dentyście ręce i nogi opadły.
No i nikt nie wie, co z tym teraz zrobić. Jedynym wyjściem wydaje się uśpić Kubeła i zrobić toto pod narkozą. Wiadomo, jak entuzjastycznie jesteśmy nastawieni do tego pomysłu... Ale klinika uniwersytecka i tak nie chce tego zrobić, gdyż - podobno - nie ma wskazań do narkozy i kasa chorych zaprotestuje. He? Może ja czegoś nie kumam, ale
co jest wskazaniem do narkozy, jeśli nie to? Niestety, ów dentysta uniwersytecki okazał się tym typem człowieka, z którym mamusia nie potrafi się porozumieć, więc szczegółów brak. Jedyna szansa, że tata się czegoś dowie.
Chwilowo ów uniwersytecki pan skierował nas do prywatnej klinki - co samo w sobie wydaje mi sie nieco... wątpliwe... - że może oni coś tam poradzą; kasa chorych nie będzie bruździć, bo w prywatnej klinice płaci się rzecz jasna żywą gotówką. Niestety rozwydrzona państwem socjalnym mamusia zbiesiła się i postanowiła działać inaczej, mianowicie przez kasę chorych właśnie - ale to prawdopodobnie przed wakacjami już się nie uda.
A w ogóle zaraz wakacje; przecież to nie do wiary.