Blog Kubusia
28.10.08
  Send
Trzy razy do roku odbywa się w Münster Send. Jest to, mówiąc po ludzku, wesołe miasteczko przemieszane z jarmarkiem. Od zawsze chcieliśmy chodzić z dziećmi na Send, bo cukrowa wata i karuzela to jakieś takie... pierwotne... No, w każdym razie, chodzimy; właśnie był teraz w weekend. Skończyło się oczywiście płaczem, ale bawiliśmy się przednio.



Można było jeździć rajdówką...



...albo pociągiem...



...albo ciężarówką...














...albo skakać na linie...













Ogólnie, fajnie było. Dzidź nie pchał się do jeżdżenia, za to siedział w wózku i prezentował szczerbaty uśmiech. Ząbki nam się coś nie udały... Ale za to słodki jest :-)
 
11.10.08
  Scenki z życia
Pierwsza scenka miała miejsce wczoraj. Podzielona rodzina miała spotkać się w mieście, Dzidź z mamą, Kubeł z tatą. Kubeł został zwabiony na rower zaklęciem "mama ma bułkę". Stęskniona rodzina spotkała się na Promenadzie.
- Bułkę - zażądał panicz, wyciągając rękę. Bułka została wydana.
- Pa pa - powiedział panicz i odwrócił się.




Scenka druga, ilustrowana, chyba nie wymaga komentarza. Ostatnie słowa tatusia: "a właśnie, że cię przetrzymam!" :-)
 
4.10.08
  Zoo

Po raz kolejny zabraliśmy dzieciory do Zoo. Poprzednim razem uroiliśmy sobie, że Kuba jest już na tyle duży, że będzie oglądał zwierzątka, zainteresuje się, będzie pamiętał i w ogóle. Rzeczywiście. Zainteresował się niezwykle żywo i pamiętał do dziś - wózek. Drewniany wózek, który można wypożyczyć i jeździć nim po Zoo. Kiedy tylko powiedzieliśmy paniczowi, że jedziemy do Zoo, krzyknął "wózek!!!" i bardzo się ucieszył. Dziś też zatem wypożyczyliśmy święty wózek i panicz ciągnął go znów przez parę godzin. Ciekawe, my po dziesięciu minutach nie dawaliśmy rady...


Dał się jednak dziś zauważyć pewien postęp, mianowicie Kuba zauważył w Zoo zwierzątko: słonia (fakt, ciężko przeoczyć). Trafiliśmy akurat na moment, kiedy słonie dostają jeść, a jest to tak cudownie zrobione, że pracownicy Zoo stawiają żarcie w koszach i można te słonie samemu karmić. No i Kuba karmił. Ogórkami dzielił się bez żalu, natomiast marchewkę usiłował zjadać sam... Ale w sumie dla słoni też trochę zostało, więc wszyscy byli szczęśliwi.



Ogólnie rzecz biorąc zwierzęta w Zoo denerwowały panicza niepomiernie, bo odrywały go od ciągnięcia wózka. Rodzice z jakimś dziwacznym uporem chcieli, żeby Kuba zostawiał wózek i patrzył na te zwierzęta... Bez sensu. Ale później dał się jeszcze przekonać do papug.





Koniec końców wózek bardzo się przydał, bo Dzidź, który po prawdzie świetnie się bawił w naplecznym nosidle, jednak nie wytrzymał wszystkich atrakcji i wreszcie bez ostrzeżenia zasnął - pionowo, zwisając na jedną stronę. Umościliśmy mu gniazdko w wózeczku i wyspał się cudnie.
Pozostając w temacie Dzidzia, od momentu poczynienia kroków uroił sobie, że umie chodzić, w związku z czym wyrywa się i nie życzy sobie być prowadzonym za rączkę. Trzeba go zatem łapać w locie na ryj. Poza tym mówi "tata". Hm, chyba to wszystko u niego jakoś szybciej idzie niż u brata swojego czasu...

Zmieniając temat, robienie w bambuko Rzeszy powiodło się nad podziw - sami się nie spodziewaliśmy. Tzn. nie jest to oczywiście żadne robienie w bambuko, bo wszystko zupełnie legalnie nam się należy, niemniej nieufna z natury polska dusza wietrzy podstęp, jeśli ktoś tak za nic rozdaje pieniądze... W skrócie, okazało się, że zasiłku na dzieci nie można przedłużyć, a kończył się w tym miesiącu. Zmotywowana widmem samodzielnej opieki nad dziećmi mamunia zebrała się i w ciągu dwóch godzin załatwiła pozwolenie na pracę, uzyskanie statusu osoby poszukującej pracy oraz (co z tego bezpośrednio wynika) 70% dopłaty do opieki nad dziećmi. Po czym Rzesza bez jednego słowa protestu ni wyjaśnienia przedłużyła zasiłek. Yupi! ...ale w tym na pewno jest jakiś haczyk... ;-) Dzieciory zatem zostają u Beate w dotychczasowym wymiarze. A mamusia chyba oszaleje z nadmiaru wolnego czasu... Yupi!
 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger