O matko
Mieszkamy sobie.
Zaraz po przeprowadzeniu się J. odkrył, że 2/3 instalacji elektrycznej w domu pochodzi z tego samego roku, co sam dom (1923) - kable są w takich... plecionkach... które po tych wszystkich latach oczywiście zetlały i cud, że wszystko to nie sfajczyło się jakimś przypadkiem. Zatem odłączył 2/3 instalacji elektrycznej, zatem nie mamy - nie mieliśmy - prądu w połowie domu. Nic to, pociągnęliśmy przedłużacze i prąd mniej więcej jest, a nowa instalacja Się Robi i pewnie niedługo będzie.
Poza tym: zjawiskowo.
Orzechów mamy 20 kg. Kiedyś wydawało mi się, że orzechy są drogie - ha ha. Niech ktoś spróbuje samemu zbierać orzechy. Po każden jeden trzeba się schylić, a jako że nasze drzewko spore jest i rozłożyste odpowiednio, w celu nazbierania orzechów trzeba przejść w kucki kilometry bieżące posesji. Przy czym, przechodząc, słyszy się 'pac pac pac' spadających dookoła następnych orzeszków.
Dżizas!
Do tego jest pigwa, też mniej więcej tyle, ale pigwę łatwo porozdawać.
Do tego mamy dwoje nowych lokatorów.
To już było naprawdę takie zrządzenie losu, w jakie nikt z nas nie wierzy. Przekazanie kluczy otóż przeciągało się z różnych powodów, siedzieliśmy jak na szpilkach, wreszcie pani S. zadzwoniła i okazało się, że pomyliła tygodnie - no doobra, niech jej będzie, w końcu ma prawie dziewięćdziesiątkę na karku - no ale w końcu zadzwoniła, że JUTRO. Wieść dotarła do mamusi, kiedy ta siedziała przy pracy, oczywiście - a pięć minut później wyskoczył mail od znajomego, że ma do oddania dwa kotki. W Krakowie.
"Jak je przywieziesz do Berlina, to biorę" - zażartowała mama.
"Przywiozę!!" - odparł znajomy, no i w ten sposób rodzina powiększyła się.
Straszne zbóje.
Chłopcy są u babci przez ferie, minęli się o włos - koty przyjechały akurat, jak wsiadali do pociągu; spotkają się w poniedziałek - bardzo jestem ciekawa. Jak podsumował Jacek: Mama, najważniejsze, że koty!
:-)
Kukułka
Kuba wspiął się na szczyty lenistwa level hard.
Coś opowiada, nie bardzo słucham, ale potakuję grzecznie, wreszcie słyszę:
- ...kukułka? Tak?
- Hm?
- No strach na wróble. Na to można też powiedzieć kukułka, prawda?
- oO ...nie?
- Nie? No to jak można skrócić słowo strach na wróble?
- ...no, nie można.
- Nie szkodzi. Ja będę mówił kukułka.
Edit: Po roku okazało się, o co mu chodziło. Kukiełka. Chodziło mu o kukiełkę :D