Przeprowadzka...
Przyszedł dziś wreszcie list ze szkoły Kubeła, że jest przyjęty i pierwsza wywiadówka w czerwcu. Czyli nie sprawdziła się pierwsza z czarnych wizji, że z tą szkołą to tylko taki zart, tata. Potwierdziła się też niesprawdzona informacja, że rok szkolny zaczyna się 11.08. Czyli jednak nie musimy wracać z Krakowa wcześniej. Co i dobrze. Poniekąd.
|
Nie ma regałów, nie ma... |
Biblioteka przejechała do piwnicy i regały zostały zdemontowane. Wyprzedajemy/rozdajemy też dobytek, który w nowym mieszkaniu nie będzie nam potrzebny. Na przykład łóżka.
Początkowo mieliśmy wizję piętrowego łóżka dla chłopców, żeby nie zawalać niepotrzebnie pokoju. Mamusia wpadła jednak na pomysł, żeby pokazać chłopcom piętrowe łóżka na zdjęciach i potwierdzić, jakiż to świetny plan. I dobrze, że wpadła.
- A gdzie ja będę spał? - zapytał Jacek, studiując zdjęcie.
- No tu, a Kuba tu na górze.
- Nie, mama. Ja będę spał na górze.
- Ja też!!!
- Nie, ja!
- Nie, ja!!!
W ten sposób okazało się, że potrzebujemy dwóch wysokich łóżek. Co ma nawet sporo sensu, pod warunkiem, że będą na tyle wysokie, żeby coś pod nimi postawić i wygodnie tam wejść. Bo półwysokie łóżko Kubeła okazało się zupełnym niewypałem.
|
Jacuś i jego ekobiurko |
Poza przeprowadzką niewiele się dzieje - ale to może i lepiej. Długi weekend pokazał dobitnie, jak bardzo chłopcy potrzebują spokojnych dni w domu. Albo kleją się na kanapie do dostępnego akurat rodzica, albo bawią się w swoim pokoju - ale nie mają chęci na żadne atrakcje. Rozumiemy ich, oczywiście. W niedzielę planujemy zainaugurować seson grillowy w Germendorf, ale to chwilowo szczyt naszych możliwości.
Pchamy dalej
Wariacko bo wariacko, ale życie rodzinne toczy się dalej. Urodziny Kubeła Odbyły Się, wprawdzie tydzień później, ale jak należy, z gośćmi i tortem. Prezenty zostały w miarę ogarnięte. Hulajnoga jest używana, chociaż ostatnio na topie jest rower: Kuba pojechał na rowerze do przedszkola i dowiedział się od kolegów, że jego rower jest dzidziorowy. Faktycznie, jest za mały. Następny punkt programu: kupić Kubie rower. Aaaaa.
Jacek dostał zestaw ochraniaczy (bo Kuba dostał zestaw ochraniaczy) i efekt (nieprzewidziany) był niesamowity: Jacek zaczął szaleć na rowerze. Bo się nie boi, że spadnie; w końcu ma ochraniacze..! Kij został odmontowany i hura, jedziemy.
Następny punkt programu: kupić Jackowi rower. Porządny, z kontrą. Aaaaa.
Babcia wraca do zdrowia w domu, po prawie miesięcznym pobycie w szpitalu - mimo całej fantastycznej niemieckiej służby zdrowia szpital we Friedrichshein to jednak jest katastrofa i wszyscy cieszymy się, że nie musimy już tam być. Mamy też nadzieję, że następnym razem (tfu!!!) będzie to szpital w zachodnim Berlinie.
No właśnie; przeprowadzka trwa. Dostaliśmy klucz do piwnicy i postanowiliśmy przewieźć do tejże bibliotekę, zanim zacznie się przeprowadzka właściwa. Więc przewozimy. Mamy tylko nadzieję, że honda wytrzyma. Pakujemy pudła i ustawiamy na kupkach, a największym wyzwaniem są pytania Jacusia w odstępie trzyminutowym: "CO ROBIS?"