Pchamy dalej
Wariacko bo wariacko, ale życie rodzinne toczy się dalej. Urodziny Kubeła Odbyły Się, wprawdzie tydzień później, ale jak należy, z gośćmi i tortem. Prezenty zostały w miarę ogarnięte. Hulajnoga jest używana, chociaż ostatnio na topie jest rower: Kuba pojechał na rowerze do przedszkola i dowiedział się od kolegów, że jego rower jest dzidziorowy. Faktycznie, jest za mały. Następny punkt programu: kupić Kubie rower. Aaaaa.
Jacek dostał zestaw ochraniaczy (bo Kuba dostał zestaw ochraniaczy) i efekt (nieprzewidziany) był niesamowity: Jacek zaczął szaleć na rowerze. Bo się nie boi, że spadnie; w końcu ma ochraniacze..! Kij został odmontowany i hura, jedziemy.
Następny punkt programu: kupić Jackowi rower. Porządny, z kontrą. Aaaaa.
Babcia wraca do zdrowia w domu, po prawie miesięcznym pobycie w szpitalu - mimo całej fantastycznej niemieckiej służby zdrowia szpital we Friedrichshein to jednak jest katastrofa i wszyscy cieszymy się, że nie musimy już tam być. Mamy też nadzieję, że następnym razem (tfu!!!) będzie to szpital w zachodnim Berlinie.
No właśnie; przeprowadzka trwa. Dostaliśmy klucz do piwnicy i postanowiliśmy przewieźć do tejże bibliotekę, zanim zacznie się przeprowadzka właściwa. Więc przewozimy. Mamy tylko nadzieję, że honda wytrzyma. Pakujemy pudła i ustawiamy na kupkach, a największym wyzwaniem są pytania Jacusia w odstępie trzyminutowym: "CO ROBIS?"