Blog Kubusia
14.4.24
  Notatki dla potomności

 Wielkanoc 2024: Jacek wymarzył sobie nową kartę graficzną. Źli rodzice odmówili wydania ponad czterech stów, więc Dzidzior powiedział, że sobie na to zapracuje. Na szczęście dziadek jak znalazł potrzebował pomocy w ogrodzie, więc zebraliśmy się i pojechaliśmy na całe dwa tygodnie ferii wielkanocnych do Krakowa.

Jacek wykonał dziadkowi żwirową ścieżkę i parę innych prac w ogrodzie i zarobił większość wymaganej sumy, a resztę obiecali sfinansować rodzice za postawienie płotu w ogrodzie. Jacek zawziął się i pracował jak niewolnik, i tadam - zarobił całą kasę. Da się :)

W klasie przedmaturalnej Jacek wziął się na serio do roboty, żeby - jak sam powiedział - nie zostać robolem. Znakomita pod wieloma względami szkoła akurat w roczniku Jacka ... no, nie do końca jest optymalna. Na przykład, nauczyciel fizyki ma 86 lat i - jak mówi Jacek - nie ma z nim kontaktu, bo mówi takim językiem, że nikt z klasy go nie rozumie. W rezultacie Jacek fizykę przestał ogarniać całkowicie - strasznie szkoda, bo nigdy nie miał z tym problemu. Ćwiczą z tatą, który szczęśliwie fizykę ogarnia, ale nie da się nadrobić całego semestru nieogarniania. I znowu: strasznie szkoda. 


Wcześniej;

Jacek traktuje swój pokój jak... no, jak miejsce do życia, a ponieważ życie Jacusia to gry, a gry są stresujące, więc jego pokój wyglądał jak po wybuchu sporego granatu. Dziury w ścianach i takie tam. Rodzice już dawno przestali reagować, po prostu nie wchodzimy na górę - ale w końcu Jackowi też zaczęło to przeszkadzać i powiedział, że sobie ten pokój wyremontuje. 

I wyremontował. ALE JAK!

Ten koleś jest urodzonym inżynierem :)

 
7.8.22
  Grecja

Jesteśmy w Grecji.

Nie wyjeżdżamy zbyt często na wakacje. Czasem do Krakowa, czasem na parę dni gdzieś blisko, ale tak żeby na dwa tygodnie samolotem, to nie. Ostatnio byliśmy w Rzymie, ale dawno. (I nie został żaden ślad z tego wyjazdu, oprócz zdjęć, stąd ta notka)

No to przylecieliśmy do Grecji.

Po trzech dniach w Atenach, gdzie gościła nas najkochańsza rodzina ever, wynajęliśmy autko i pojechaliśmy nad morze na resztę pobytu. Do domu* wynajętego przez airbnb. Jeśli kto się boi airbnb, zapewniam, korzystam od lat i w życiu nie miałam ani jednego malutkiego nawet problemu. Dom jest przepiękny, luksusowy oraz klimatyzowany, a nasz biały jak jajko nissan neo wozi nas po całym Peloponezie, w tajemniczy sposób nie zużywając w ogóle paliwa.

I jest wspaniale.

Nie wiem wprawdzie, jak to robią inni rodzice nastolatków. Jacek jest ogólnie nieszczęśliwy, że musiał przyjechać do Grecji. Jacek chce do domu. Jacek nienawidzi zwiedzać, nienawidzi robić czegokolwiek. No dobra: oprócz nurkowania. Tak po prawdzie, nurkowanie (chyba) wynagradza mu wszelkie obrzydliwości typu Mykeny czy inne Akropole. W czasie nurkowania też nasze nieznoszące się na codzień nastolatki zmieniają się w najlepszych kumpli i spędzają razem w wodzie całe godziny.

Magic.

Po Atenach przelecieliśmy się pobieżnie trzy dni. Fajnie, ale chyba raz wystarczy. Po prawdzie to nie zwiedziliśmy Muzeum Archeologicznego, bo jak ostatnie głupki pomyliliśmy je z Muzeum Akropolu, które naprawdę można sobie darować. Poza tym gorąco, głośno, kolorowo. Bardzo tania komunikacja publiczna, niedrogie pyszne jedzenie w mieście. Hint: wystarczy zejść kawałek w bok ze strefy turystycznej, żeby trafić na prawdziwe greckie knajpy z prawdziwym greckim jedzeniem, puste i fajne. Te turystyczne też nie są jakieś straszne, ale jednak fajniej w spokoju.

No i dotarliśmy do Tiros w Arkadii. Z tyłu góry, z przodu morze, pośrodku deptak i jakieś domki. Ma potencjał na kurort, ale chyba jeszcze nie teraz. Z turystów głównie Grecy. Jest mnóstwo plaż, które nazywają się "niezorganizowane", i są absolutnie przepiękne. Trzeba upchnąć gdzieś auto i zejść ostro w dół (a potem w górę), ale warto. Pusto, czysto i pięknie.

To, czego nam najbardziej brakuje, to duże sklepy. Nie ma. Wczoraj w poszukiwaniu supermarketu wypuściliśmy się pół godziny autem na południe. Supermarketu nie znaleźliśmy, ale zwiedziliśmy Leonidio, które jest śliczne i bardzo kameralne. Hint: wszyscy Grecy mówią doskonale po angielsku. Magiczne. Mamusia niby uczyła się pilnie greckiego przez ostatnie miesiące, ale jest zbyt zablokowana, żeby mówić. Durne. Ale też nie trzeba, gdyż patrz wyżej.

Przyjechaliśmy do Tiros w czwartek, w piątek byliśmy na "niezorganizowanej" plaży - cudnie - w sobotę dolegliwości okresowo-przeziębieniowe pokrzyżowały nam wszystkie plany, tata spędził dzień w łóżeczku, mama poszła z dziećmi na miejską plażę, gdzie siedziała sobie w cieniu, a dzieci nurkowały. Wystarczy wynająć leżaczek, a wszystkie sprzęty na plaży - kajaki, piłki, rowery wodne itp. - są w cenie. 

I tu dochodzimy do tego, co w Grekach kocham najbardziej: są nieskomplikowani. Okazało się otóż, że mam za mało gotówki na leżaczki. Pokazałam Grekowi kartę i powiedziałam, że pójdę do bankomatu, ale Grek zaprotestował - oszalałaś, jest gorąco, pod górę i w ogóle bez sensu, zapłać później w knajpie w mieście. Zapłaciłam później w knajpie w mieście. No problem. Siga siga. Pływajcie w spokoju.

W niedzielę zrobiliśmy combo, najpierw pojechaliśmy do Myken - cudne, kupiliśmy sobie potwornie drogą amforę na pamiątkę. Amfory - kopie tych prawdziwych, znalezionych w Mykenach - robi otóż żona właściciela sklepu, kopiuje je ręcznie i maluje, są prześliczne. Zapłaciliśmy bez żalu, bez rachunku było taniej ;-), a przynajmniej jest pożytek z rękodzieła. Jak nam rozbiją w samolocie, posklejamy i będzie jeszcze bardziej autentyczna... No, a potem pojechaliśmy nurkować do zatopionego miasta. Wielkie słowa, oczywiście, mało ekscytujące to było - trochę cegieł pod mętną wodą. Niemniej, były rybki, muszle i jeżowce, o to chodzi.

Jutro, w poniedziałek, wybieramy się na miejską plażę piechotą. ponurkować i popływać kajakiem - tam jest jaskinia, w której jeszcze nie byliśmy. A w jakichś następnych dniach na południe. Sparta!

*Wynajęliśmy dom, bo początkowo planowaliśmy rodzinne wakacje w pełnym składzie, z dziadkami i dwoma psami. Durny Aegean Airlines odwołał jednakowoż wszystkie loty z Krakowa i rodzice nie przylecieli. Zmiana lokalizacji w ostatniej chwili okazała się średnio opłacalna, więc zostaliśmy w naszym luskusowym domu w czwórkę. Po prawdzie nie narzekamy ;-) A Bilbo został w Krakowie i to naprawdę lepiej, bo by go tu chyba szlag trafił z gorąca.

 
22.8.20
  Nowości i nowinki, nawet jeśli przedatowane


W ramach "dużo się dzieje" - wykopaliśmy sobie staw w ogrodzie.

Historia stawu jest długa i barwna, zaczęło się od koparki i Sławka, który kopał drenaż wokół domu i zostało mu trochę czasu. 

- Wykop dziurę z przodu -  powiedziała beztrosko mamusia - zrobimy sobie stawek. 

Sławek ochoczo rzucił się do pracy i przerwał kabel internetowy do domu.

Naprawa trwała osiem tygodni. Mamusia nie straciła pracy tylko dzięki dobremu sercu koleżanki, która dała jej klucze do mieszkania i użyczyła własnego internetu. Przepychanki z telekomami różnej maści trwały tygodniami - inny właściciel kabla, inny provider. Wreszcie udało się zgłosić awarię i przyjechał Technik.

Od razu wiedziałam, że coś nie halo, kiedy wysiadł z samochodu w wyprasowanej koszuli i z elegancką walizeczką, i zażądał dostępu do rozdzielni w piwnicy.

- Po co panu rozdzielnia w piwnicy? - zdziwiła się mama.

- Muszę zobaczyć, gdzie jest przerwane połączenie - wyjaśnił uprzejmie pan.

Mama z dziwnym wyrazem twarzy obraca się i pokazuje paluszkiem dwa poszarpane końce kabla, sterczące z trawnika.

- Myślę, że to może być tutaj - mówi równie uprzejmie.

Trzeba przyznać, że jak na technika miał bardzo bogate słownictwo, kiedy mówił, co sądzi o ludziach z hotline i systemie zgłaszania usterek. Tak czy owak, potem poszło już po brandenbursku - zgłosiła się lokalna firma, która przysłała ekipę "od razu jutro", panowie złączyli i zakopali kabel, a niecałe 600€ opłaty za ten szpas przejęło ubezpieczenie, uf.

Tak więc do stawu jakoś straciliśmy serce i wykopana dziura z kablem w środku porastała sobie zielskiem przez blisko dwa lata.

Aż w końcu postanowiliśmy zrobić wreszcie staw, bo, jak wiadomo, nudzi nam się i nie mamy innych remontów na głowie.

Przede wszystkim, okazało się, że mama kazała wykopać dziurę źle: za głęboka i za mała. Tatuś wziął zatem łopatkę i pracowicie przeniósł kilka kubików gruntu z jednego miejsca na drugie, część zakopując, część odkopując, formując przepisowe półeczki, spadki i brzeżki. Pięknie wyszło, byliśmy z siebie bardzo dumni.

Po czym okazało się, że umieściliśmy staw nad rurami od gazu i absolutnie go w tym miejscu nie może być.

Nie daliśmy się jednakowoż pokonać. Tatuś wziął łopatkę i przesunął całą dziurę o metr w prawo, część zakopując, część odkopując, formując przepisowe półeczki, spadki i brzeżki. Pięknie wyszło, byliśmy z siebie bardzo dumni.


Staw zatem jest i działa; wygląda pięknie, wabi ptaki, owady i jeże oraz stanowi atrakcję dla wszystkich absolutnie członków rodziny. Głównie psa. Pies mianowicie całymi dniami stoi w stawie i gapi się na ryby. 

Ale o mieszkańcach stawu będzie w następnym odcinku.

 
9.8.20
  Jest jak jest

 Blog przymiera nie dlatego, że nic się nie dzieje, tylko właśnie bo dużo się dzieje. Dzieci nam się jakoś skończyły, trudno opisywać wygłupy tych prawie-facetów, ale są to dwaj bardzo interesujący goście, więc można troszkę aktualniej.

Przede wszystkim: Kuba rysuje.

Po strasznych latach podstawówki, kiedy Kuba z plastyki miał tróję, bo "tu krzywo narysowałeś", trafiliśmy wreszcie na pana T. W czasach koronowego homescoolingu pan T. polecił narysować dzieciom komiks, i Kuba narysował komiks. Kopara nam opadła. Szczęśliwie pan T. jest najwyraźniej bardzo dobrym nauczycielem, walnął Kubie celujący na świadectwo i Kuba rysuje teraz cały czas, oraz robi maski - jeszcze o tym będzie. Ale dobra, na razie komiks:

Poza tym, Kuba eksperymentuje z farbami, tutaj próbka - aż oprawiłam ten obrazek, tak mi się podoba. Fajny taki synek, który maluje i wogle :) 


Jacek zaczyna ósmą klasę, ze znakomitych wieści: pani od francuskiego odeszła, oraz Jacek zaczyna polski jako język obcy - mamusia zmusiła go, żeby wybrał. On sobie nie zdaje sprawy, jak dobrze mówi po polsku, mam nadzieję, że będzie miał przynajmniej jeden przedmiot za darmo w górmym pułapie. Jacyś też potrzebuje, żeby go ktoś docenił.

Jeśli chodzi o rodzinne przypadłości, rodzice zdecydowali się wreszcie na ostatni Wielki Krok, czyli wymianę ogrzewania. Spoko, wymiana ogrzewania nie jest straszna sama w sobie - płaci się worek złota i nerkę, przychodzą panowie i wymieniają ogrzewanie. Niestety, chorzy psychicznie rodzice postanowili przy tej okazji przebudować cały parter, a to już jest poważniejszy przypadek. Na przykład: mamy pomieszczenie, które było sypialnią, jest warsztatem, a będzie salonem. Albo mamy pomieszczenie, które było salonem, ale będzie sypialnią. Albo pomieszczenie, które było warsztatem, ale będzie łazienką... I tak dalej. Ale jak już skończymy, to ojacie, ale pięknie będzie.

Jutro zaczyna się szkoła. W samą porę, gdyż....

 
20.11.19
  Okazjowo

Prababcia zmarła w samo święto, 11.11. Wczoraj wróciliśmy z pogrzebu. Tak wrzucam, bo niewątpliwie zaczyna się Zupełnie Nowa Epoka w rodzinnym życiu. Na dobry początek: Święta u nas! Pierwszy raz od urodzin Jacka, pierwszy raz we własnym domu. Hura.
 
28.7.19
  Blog wcale nie umarł
Wcale a wcale nie ;-)

Znienacka zupełnie śnieg stopniał i kończą się wakacje. Chłopcy pojechali na obłędny obóz namiotowy do Szwecji, trzy tygodnie w lesie nad jeziorem, bez prądu, telefonu i kontaktu ze światem - spodobało się. Kuba już zapowiedział, że będzie jeździł co roku, a potem jako wychowawca. No, znakomicie - w tym roku nie dalibyśmy rady zapewnić jakichkolwiek wspólnych rozrywek.
Tata zaczął w czerwcu nową pracę, więc urlopowo negatywnie - mama miała urlop, czemu nie, ale pojechała do Krakowa opiekować się Prababcią, gdyż trzeba. Niemniej, te dwa tygodnie, które udało nam się spędzić razem w domu bez dzieci, były warte wszystkich Maledivów świata. Mimo pracy i psa.
Nowa szkoła nie zawiodła - Kuba przyniósł zdumiewająco dobre świadectwo, widać od razu, że mu tam dobrze. Zapisał się też na PIELGRZYMKĘ - nie wiem, czy wspominałam, że St. Marien to katolicka szkoła. Nie, żebyśmy musieli coś udawać - w Niemczech wyznaniowe szkoły mają obowiązek przyjmować określony procent nie- względnie innowierzących, więc Kuba załapał się w ramach kontyngentu. W praktyce okazuje się, że niemiecka katolicka szkoła jest bardziej świecka, niż normalna szkoła w Polsce, ale to strzegół.
Pielgrzymka stoi pod znakiem "wyciszenia, medytacji i jedności z naturą" - podejrzewam, że niejeden biskup dostałby zielonych pryszczy, gdyby to usłyszał. Dla Kuby oczywiście bomba, bo ta natura oraz potencjalni nowi koledzy, dla nas bomba, bo mamy nadzieję, że synek zgubi drugą połowę nadwagi - pierwszą załatwił obóz w Bolmsö. 136 kilometrów w pięć dni, nie w kij dmuchał. Wyruszają za tydzień.

No i tyle, chwilowo leniwie-wakacyjnie. W czasie nieobecności chłopców skończyliśmy remont klatki schodowej, cudnie wyszło - oceniwszy zużycie ostatnich lat mamusia postanowiła pomalować ściany na kolor brudowy - pięknie daje radę. Białe nie ;-)
 
11.3.19
  Dzieje się

The Addams Family: Christmas Edition
W nowy rok wkroczyliśmy z niemałym szwungiem, uskuteczniając zapowiedziane sprzątanie rzeczywistości. W ramach owego sprzątania między innymi mamusia przeszła na pełny wymiar godzin w redakcji, co skutecznie pozbawiło ją choćby chwili wolnego czasu - oraz, zdziwko, zmotywowało do szukania lepszej pracy - no ale ja nie o tym.

Kubę udało się przenieść do St.Marien, i to -- od zaraz. W czwartek była rozmowa z dyrektorem, w poniedziałek Kubeł poszedł do nowej szkoły. Z przytupem, od razu do profilowanej klasy matematyczno-przyrodniczej. Nie, żeby specjalnie, po prostu akurat z tej klasy ktoś odszedł ;-) - ale wszystko jedno, fuks jak stąd na księżyc.
No więc, Kubeł szkołę zmienił, a wraz z nim i my - i kopara nam opadła. Wreszcie trafiliśmy w miejsce, gdzie czujemy się na miejscu, wszystko jest tak, jak ma być, w życiu sobie nie wyobrażałam, że szkoła może tak działać - no: najwyraźniej trzeba zapłacić. Świat to straszne miejsce, jak się tak zastanowić.
O szkole będzie więcej, gdyż mamusia trwa w zachwycie i nie zawaha się go użyć - ale to osobno. Na razie, streszczając ostatnie trzy miesiące, które jakoś dziwnie znikły - Jacek również jest oficjalnie przyjęty do St.Marien, chociaż chyba nie do MINT, ale w sumie to nie wiem ;-) Się okaże jesienią, na razie nie musimy się tym przejmować.


W ferie zimowe udało nam się zorganizować kolejny wyjazd weekendowy, łał - tym razem rodzimie, na Rugię. Ranyjulek jak tam ładnie! Śliczny kawałek świata i całkiem niedaleko od domu. Łaziliśmy po plażach i lasach, a wracając zawadziliśmy jeszcze o Stralsund - jedźcie do oceanarium, naprawdę warto. Genialne: można z psem! Nie można go wprawdzie wprowadzić, tylko trzeba wnieść, ale nasz kundel akurat się zmieścił do torby na zakupy, więc dało radę. Ten pies nie ma nerwów: przez dwie godziny nawet nie pisnął, tylko sobie siedział w tej torbie i się gapił. Niesamowite.




 

ARCHIVES
czerwca 2006 / lipca 2006 / sierpnia 2006 / września 2006 / października 2006 / listopada 2006 / grudnia 2006 / stycznia 2007 / lutego 2007 / marca 2007 / kwietnia 2007 / maja 2007 / czerwca 2007 / lipca 2007 / sierpnia 2007 / października 2007 / listopada 2007 / grudnia 2007 / stycznia 2008 / lutego 2008 / marca 2008 / kwietnia 2008 / maja 2008 / lipca 2008 / sierpnia 2008 / września 2008 / października 2008 / listopada 2008 / grudnia 2008 / lutego 2009 / marca 2009 / kwietnia 2009 / maja 2009 / czerwca 2009 / lipca 2009 / sierpnia 2009 / września 2009 / listopada 2009 / grudnia 2009 / stycznia 2010 / lutego 2010 / marca 2010 / kwietnia 2010 / maja 2010 / lipca 2010 / września 2010 / października 2010 / listopada 2010 / stycznia 2011 / lutego 2011 / marca 2011 / kwietnia 2011 / maja 2011 / czerwca 2011 / lipca 2011 / sierpnia 2011 / września 2011 / października 2011 / listopada 2011 / grudnia 2011 / stycznia 2012 / lutego 2012 / marca 2012 / kwietnia 2012 / maja 2012 / czerwca 2012 / lipca 2012 / sierpnia 2012 / września 2012 / października 2012 / listopada 2012 / grudnia 2012 / stycznia 2013 / lutego 2013 / czerwca 2013 / lipca 2013 / sierpnia 2013 / września 2013 / października 2013 / listopada 2013 / grudnia 2013 / stycznia 2014 / lutego 2014 / marca 2014 / kwietnia 2014 / maja 2014 / czerwca 2014 / lipca 2014 / października 2014 / listopada 2014 / grudnia 2014 / lutego 2015 / marca 2015 / kwietnia 2015 / maja 2015 / czerwca 2015 / lipca 2015 / sierpnia 2015 / września 2015 / października 2015 / grudnia 2015 / stycznia 2016 / marca 2016 / kwietnia 2016 / maja 2016 / czerwca 2016 / lipca 2016 / września 2016 / października 2016 / listopada 2016 / grudnia 2016 / stycznia 2017 / lutego 2017 / marca 2017 / maja 2017 / lipca 2017 / września 2017 / listopada 2017 / grudnia 2017 / stycznia 2018 / lutego 2018 / marca 2018 / kwietnia 2018 / maja 2018 / czerwca 2018 / lipca 2018 / sierpnia 2018 / września 2018 / października 2018 / grudnia 2018 / marca 2019 / lipca 2019 / listopada 2019 / sierpnia 2020 / sierpnia 2022 / kwietnia 2024 /


Powered by Blogger