Historia stawu jest długa i barwna, zaczęło się od koparki i Sławka, który kopał drenaż wokół domu i zostało mu trochę czasu.
- Wykop dziurę z przodu - powiedziała beztrosko mamusia - zrobimy sobie stawek.
Sławek ochoczo rzucił się do pracy i przerwał kabel internetowy do domu.
Naprawa trwała osiem tygodni. Mamusia nie straciła pracy tylko dzięki dobremu sercu koleżanki, która dała jej klucze do mieszkania i użyczyła własnego internetu. Przepychanki z telekomami różnej maści trwały tygodniami - inny właściciel kabla, inny provider. Wreszcie udało się zgłosić awarię i przyjechał Technik.
Od razu wiedziałam, że coś nie halo, kiedy wysiadł z samochodu w wyprasowanej koszuli i z elegancką walizeczką, i zażądał dostępu do rozdzielni w piwnicy.
- Po co panu rozdzielnia w piwnicy? - zdziwiła się mama.
- Muszę zobaczyć, gdzie jest przerwane połączenie - wyjaśnił uprzejmie pan.
Mama z dziwnym wyrazem twarzy obraca się i pokazuje paluszkiem dwa poszarpane końce kabla, sterczące z trawnika.
- Myślę, że to może być tutaj - mówi równie uprzejmie.
Trzeba przyznać, że jak na technika miał bardzo bogate słownictwo, kiedy mówił, co sądzi o ludziach z hotline i systemie zgłaszania usterek. Tak czy owak, potem poszło już po brandenbursku - zgłosiła się lokalna firma, która przysłała ekipę "od razu jutro", panowie złączyli i zakopali kabel, a niecałe 600€ opłaty za ten szpas przejęło ubezpieczenie, uf.
Tak więc do stawu jakoś straciliśmy serce i wykopana dziura z kablem w środku porastała sobie zielskiem przez blisko dwa lata.
Aż w końcu postanowiliśmy zrobić wreszcie staw, bo, jak wiadomo, nudzi nam się i nie mamy innych remontów na głowie.Przede wszystkim, okazało się, że mama kazała wykopać dziurę źle: za głęboka i za mała. Tatuś wziął zatem łopatkę i pracowicie przeniósł kilka kubików gruntu z jednego miejsca na drugie, część zakopując, część odkopując, formując przepisowe półeczki, spadki i brzeżki. Pięknie wyszło, byliśmy z siebie bardzo dumni.
Po czym okazało się, że umieściliśmy staw nad rurami od gazu i absolutnie go w tym miejscu nie może być.
Nie daliśmy się jednakowoż pokonać. Tatuś wziął łopatkę i przesunął całą dziurę o metr w prawo, część zakopując, część odkopując, formując przepisowe półeczki, spadki i brzeżki. Pięknie wyszło, byliśmy z siebie bardzo dumni.
Staw zatem jest i działa; wygląda pięknie, wabi ptaki, owady i jeże oraz stanowi atrakcję dla wszystkich absolutnie członków rodziny. Głównie psa. Pies mianowicie całymi dniami stoi w stawie i gapi się na ryby.
Ale o mieszkańcach stawu będzie w następnym odcinku.