Blog Kubusia
Dach
Jest skończony i wygląda tak.
C.d. kiedyś n.
Dziennik budowy, II
No więc: nie zdążą.
|
Dach przedwczoraj |
Panowie przyjechali robić dach - mamusia dopiero w dzień przyjazdu zorientowała się, że pomyliła tygodnie i że do świąt pozostały dwa tygodnie, a nie trzy, czyli w zasadzie dziesięć dni, bo w piątek mieliśmy jechać do Polski.
Nie pojedziemy. Zabraknie tego jednego jedynego dnia. No ale nic to, pojedziemy w sobotę.
Panowie pracują w sposób niewyobrażalny, po 12 godzin dziennie, deszcz nie deszcz. W dziesięć dni rzeczywiście zrobią nam dach, z rozwalaniem ścian na poddaszu, montowaniem okien i takimi tam. Zdarzyło się już, że się przechodnie (przejezdnie..?) samochodami zatrzymywali i pytali, czy oni też by mogli dostać taki dach - nie! To nasi robotnicy ;-)
Niewątpliwie nie zdawaliśmy sobie sprawy ze skali przedsięwzięcia - i dobrze, gdybyśmy sobie zdawali sprawę, w życiu byśmy się nie odważyli nawet zacząć. Jakoś tak myśleliśmy sobie, że spoko, dach się zrobi, potem pokoje na górze i łazienkę i będzie git - HA! HA! Może i będzie, kiedyś; jak się przed zimą wyrobimy z połową, to będzie dobrze. Na górze jest wielka kupa gruzu, a kupa odpadów budowlanych sięgnęła już rynny i bardzo jesteśmy ciekawi, co z całym tym syfem w ogóle zrobimy. Noale. Dach się robi. A z resztą damy se radę.
Chyba ;-)
Dziennik budowy: trivia
Po tym, jak pan z betoniarki obraził się, że nie da się wjechać na posesję i odjechał, jak ściągnięty naprędce pan z betoniarni zawrócił go z drogi, klnąc w żywe kamienie, jak ciężkie maszyny wjechały na wybrukowany podjazd sąsiada - beton został wylany i maszyny odjechały.
Magda i Adam stoją na podjeździe, niezdolni do niczego, gapiąc się tępo przed siebie.
Wtem.
- Ale patrz - mówi Adam z podziwem - Że ten podjazd się nie zapadł. Byłem pewny, że się zapadnie. Solidna robota - kręci głową.
Magda: mdleje.
Kurtyna.
Dziennik budowy, I
W przypadku remontu domu powiedzenie "głupi ma szczęście" sprawdziło się u nas jak mało co.
|
Rozmach prac: gabinet |
Jak pisałam wieki temu, "w środę" miała przyjść ekipa wymieniać podłogi - tutejsza, osiadła ekipa, która wykonała porządne, niemieckie plany, kosztorys i wogle. Czekaliśmy z niecierpliwością - WTEM! We wtorek zadzwonił telefon. Miła pani z ubezpieczenia powiedziała, że wysyłają rzeczoznawcę, żeby wycenił szkody.
- To znaczy nie ruszać na razie podłogi? - spytała mama inteligentnie.
- Łomatko, nic nie ruszać! Bo nie dostaniecie ani grosza! - wykrzyknęła pani.
Mamusia jęcząc i kajając się odwołała ekipę - ciekawe, czy kiedyś jeszcze odbiorą od nas telefon - i umówiła rzeczoznawcę. Który przyszedł, wycenił i powiedział, że pomysł z drewnianą podłogą jest do dupy. Betonowa ma być.
|
Przedpokój chwilowo bez podłogi |
Przez następnych kilka tygodni przewalała się kołomyja z nowymi kosztorysami, planami, terminami i cudami, beton walczył z drewnem i na odwrót - aż wreszcie kol. Aleksandra wypowiedziała magiczne słowa: "Ale dlaczego właściwie chcecie zlecać to tutaj? Wujek wam przecież zrobi, oni podłogi też robią."
Wujek, który miał robić nasz dach.
W skrócie: wujek wraz z synami przyjechał, ocenił i powiedział, że chętnie zrobią nasze podłogi, za cenę coś pomiędzy niemiecką a polską, więc wszyscy byli absolutnie szczęśliwi. W wariackim pośpiechu ściągaliśmy potrzebne materiały, co w tak krótkim czasie okazało się niebanalnym zadaniem - no i rzeczywiśćie wujek z ekipą w sile trzech chłopa przyjechał i zrobili nasze podłogi. Od razu wszystkie na parterze. Sprawiedliwie: dwie betonowe, dwie drewniane.
|
Czaderska pompa do betonu, stanęła u sąsiadów |
Tydzień ten będziemy długo wspominać z łezką w oku - jak mamusia robiła gazety zgrabiałymi łapami w domu bez ogrzewania, jak wysłała chore dziecko do szkoły, bo w domu nie było podłóg, ogrzewania ani dostępu do klozetu, oraz jak facet od betonu w ostatni dzień odmówił wjechania na posesję, bo za mało miejsca - tak czy owak, jakimś przedziwnym cudem wszystko rzeczywiście udało się zrobić w tydzień i w ten sposób mamy nowe podłogi na całym parterze.
A w poniedziałek wujek z ekipą zaczynają robić dach. And this is Spartaaaa...!!!
Jacek ma kłopoty
Jacek dostał od lekarza zwolnienie opcjonalne: może chodzić do szkoły, ale nie musi. No to negocjujemy, żeby poszedł.
- Pójdę pojutrze! - mówi Jacuś twardo.
- Dlaczego nie jutro?
- Bo jutro mam dwie godziny dojcz, a ja nie znoszę dojcz.
Mama, zgłupiawszy co nieco:
- A to coś nowego. Dlaczegóż, synu, nie znosisz dojcz?
- Bo jest dla mnie zu schwierig*.
Mama, zgłupiawszy znacznie bardziej:
- Zu schwierig? Znaczy co?
- Te zadania są zu schwierig i ja nie umiem ich robić i sobie nie radzę.
(Dlaczego ja o tym nic nie wiem, myśli mama)
- Ale moment, przecież miałeś jedynkę** na semestr! Jak to nagle nie umiesz?
- No nie umiem, jestem drittbeste*** i ja tego nie znoszę.
Moje dziecko nie chce iść do szkoły, bo jest trzecie w klasie z niemieckiego. Handluj z tym.
* za trudny
** jedynka znaczy celujący
*** trzeci od góry