Blog Kubusia
Pływamy
Byliśmy dzisiaj pływać w aquaparku w Oranienburg. Ciekawe rzeczy się okazały. Przede wszystkim - Jacek pływa lepiej niż Kuba. Kuba jest wariat, w ogóle nie boi się wody i rzuca się na wszystko głową naprzód - a Jacek nie, Jacek sobie raczej najpierw patrzy, ale jak już pływa - to pływa. Porusza się w określonym kierunku w przyzwoitym tempie. Kuba szaleje, ale bez żadnej kontroli. Próbowałam dzisiaj chociaż trochę poduczyć go pływać, leżeć na wodzie, płynąć w określonym kierunku - nic z tego. On po prostu nie kuma, nie potrafi skoordynować części ciała, no po prostu: cały Kubełek. Musimy opowiedzieć o tym pani ergoterapeutce następnym razem.
A Jacek dostał dzisiaj swoją pierwszą maskę - i było po jaciowemu. Najpierw nie chciał jej włożyć. Potem dał się przekonać, wkładał i po sekundzie ściągał. Potem włożył, wlazł pod wodę - i od tej pory już jej nie ściągał w ogóle. Odkrył przyjemność pływania bez wody wlewającej się do nosa! No i pływał, i skakał, nurkował i szalał.
Aquapark bardzo fajny, trochę daleko - ale za to ciepła woda i różne atrakcje. Będziemy to powtarzać. Może Kubełowi pomoże na ogólną motorykę, bo na razie to tego...
A poza tym, o czym nie wspomnieliśmy, Kuba buduje z lego według instrukcj, całkiem sam. I to takie skomplikowane rzeczy! Ale dalej nie rysuje :-(
Łysole
Z zamiarem obcięcia włosów nosiliśmy się już od dawna i wreszcie Stało Się. Nie do końca tak, jak mamusia zaplanowała. Po półgodzinie mordowania się z gęstymi jak futro renifera włoskami Kubusia synek spojrzał do lustra i powiedział: nie mama, ja chcę krótko. Krótko! Tak jak tu, krótko! No to mama wzięła maszynkę i zrobiła krótko. Jacek oczywiście też chciał. Świat przyjął nowy look syneczków z entuzjazmem, a mamusia powtarza sobie, że włoski odrosną i Kubełek znowu będzie słodkim blond aniołeckiem (bo Jacek rzeczywiście wygląda świetnie). A przynajmniej nie przyklepują się od czapki...
Po dłuższej przerwie byliśmy dzisiaj u pani logopedki, która po zajęciach wyraziła gorącą wdzięczność i podziw, ile też mogą zrobić ćwiczenia w domu i jak to wspaniale, że tak się angażujemy. Mamusia niestety nie zdołała sobie przypomnieć, co też takiego mieliśmy ćwiczyć, ale uśmiechnęła się miło i poszło. Następny punkt programu: przedłużenie skierowania, czyli wizyta u lekarza. Uch.
Zimno jest i dość przeraźliwie, więc aktywności brak. Ograniczyliśmy porcje żywnościowe Kubusia - brak ruchu zdecydowanie nie robi mu dobrze na figurę. Szczęśliwie Jacek najwyraźniej odziedziczył figurę po tatusiu.
Cudny
Na czwartego zęba nie trzeba było długo czekać. "Conan mi trochę pomógł, mama" - czytaj, przywalił mi w zęby tak, że jeden wypadł. Cudny syneczek, naprawdę. Jak on będzie teraz jadł? :-)
No wreszcie
Kubełowi wypadła (wreszcie!) górna jedynka. Od kilku dni trzymała się na umownym włosku, ale jakoś nie chciała sama wypaść - mamusia miała koszmarne wizje, jak to ząbek wypada w przedszkolnym ogródku, wpada w tonę liści i nie da się go już odnaleźć - a Kubeł miał Plany... Nie bardzo mógł się zdecydować, co też by chciał w zamian za tę stratę, ale ogólnie awanturował się na zasadzie "Ja już nie mogę dłużej wytrzymać, mama!!!" Profilaktycznie kupiliśmy paczkę Bakuganów - od czasu imprezy u Antje Kuba oszalał na punkcie Bakuganów - i czekaliśmy, kiedy też będzie można je wetknąć pod poduszkę. Dzisiaj można. Mam tylko nadzieję, że synek nie będzie rozczarowany.
Kubeł miał w piątek test językowy w szkole. Wyszło, że jednak niemiecki. Przyporządkowanie do klasy będzie zależało od proporcji dzieci w grupie; sensowniej byłoby, gdyby Kubeł uczył się od początku po niemiecku, tak jak uczy się teraz w przedszkolu - ale to nie wiadomo. Zadzwoniona szkoła powiedziała, że test językowy jest równy przyjęciu do szkoły, następna informacja będzie na temat następnego zebrania rodziców i takie tam. No, dobrze. Czekamy.
Ogólnie zrobiło się Przedadwentowo i Przedświątecznie; w czwartek pochód z latarniami, potem pieczenie ciasteczek... Wszystko raczej nie te aktywności, które Weinerzątka lubią najbardziej, no ale jesteśmy w gebelsowie i musimy się dostosować.
Halloweenowo
Imprezę halloweenową mamy za sobą. Jak bardzo się udała świadczy fakt, że nie ma ani jednego rozsądnego zdjęcia - po prostu nikt nie miał głowy do robienia zdjęć, bo zajęci byliśmy gadaniem. Większość rodziców została, co było bardzo miłe z ich strony, oraz pożarli pół gara bigosu, co było równie miłe jak zdumiewające. Dzieci takoż bawiły się świetnie, a następnym punktem programu jest pościąganie halloweenowych dekoracji. A może dopiero przed przeprowadzką..?
No właśnie; Kubeł został zapisany do szkoły. Pani powiedziała, że na razie na jego rocznik do dwujęzycznej klasy zapisanych jest 18 osób, czyli kolejki raczej nie ma. Czyli przeprowadzka na horyzoncie. Kłopocik polega na tym, że ta szkoła jest w zupełnie idiotycznym miejscu; stamtąd jest wszędzie daleko - tylko do Kudammu blisko, co oczywiście katapultuje czynsze w stratosferę. No nic, damy radę.
Jesteśmy bardzo ciekawi, jak zadziała ów eksperyment - musieliśmy podpisać zgodę na eksperymentowanie na naszym dziecku :D - z dwujęzyczną nauką. Brzmi bardzo dobrze: szkoła określa, który język jest pierwszy, a który drugi. Przez pierwszy rok dziecko uczy się czytać i pisać tylko w pierwszym. W drugim roku nauki dochodzi do tego czytanie i pisanie w drugim języku, a potem część przedmiotów jest nauczana w jednym, a część w drugim. Ja się tam nie znam, ale mnie się to wydaje idealnym rozwiązaniem. Szczególnie dla Jacia, który mnie dzisiaj pytał, jak jest Ball po polsku... oO
No więc pojutrze Kubeł ma test, który język to ten pierwszy. Ja na czuja wpisałam niemiecki, ale kto wie?
Poza tym złota niemiecka jesień i dużo pracy. A wolnego na horyzoncie brak, aż do świąt... :-(