Ferie
Zasypani tynkiem, niedospani i ogólnie wykończeni zdecydowaliśmy się jechać na ferie.
Pozytywy: pojeździliśmy trochę na nartach i nażarliśmy się przepysznego żarcia.
Negatywy: nasze chorowanie / grypa / zapalenie płuc nie chcą się skończyć. Mimo, że wydawało nam się, że jesteśmy już zdrowi, raczej nie byliśmy i trzeci tydzień charczymy, smarczymy i ogólnie zdychamy. Mama i dzieci, tata jest OK.
Byliśmy w Karpaczu; miasto samo w sobie jest straszne i nie jedźcie tam, natomiast jest blisko do Czech. W Czechach są znakomite górki, nie ma smogu - w przeciwieństwie do Karpacza - i nie ma też ludzi, w przeciwieństwie do Karpacza. Tak więc spędziliśmy jeden dzień na wycieczce na Śnieżkę - kolejką, nie róbcie tego - jeden dzień na stoku i pół na biegówkach. Facit: zdecydowanie na stoku.
Jacek po zapierających dech sukcesach sprzed dwóch lat zresetował się i wcale nie jeździł jakoś fantastycznie, chociaż i tak najlepiej ze wszystkich ;-), tata z Kubą zdecydowali się na snowboard i był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę. Kuba nart nie opanował do tej pory, natomiast po paru godzinach na snowboardzie jeździł zupełnie przyzwoicie i tak, będziemy to kontynuować. A jak cool wyglądał..! Mimo strasznych śniegowych gaci tatusia, w które ubrali go nieprzygotowani na śnieg rodzice ;-)
Po powrocie udaliśmy się natychmiast do lekarza, gdyż chłopcy byli ewidentnie chorzy; mama też była, ale mama nie miała jakoś kiedy do lekarza. Jacek kaszle tak, że zwykle dobra i miła mama uparła się jak kozioł w kapuście i wymogła na doktoru testy alergiczne oraz - w dalszym planie - różne inne, bo to nie jest normalne. Funkcjonujemy w rytmie dwa dni w łóżku - dzień szkoły; cholera, znowu chorzy - dwa dni w łóżku etc. Bez sensu. Właśnie, że się wyleczymy.
Najświeższa nowinka jest taka, że Kuba dostał stały aparat - jakoś dziwnie; czy to znaczy, że mamy w domu nastolatka? Kuba zareagował na nowinkę pozytywnie, urządzenie nie przeszkadza mu - tak mówi - czyli w sumie chyba lepiej, niż z tym wyciąganym było. No dobrze.
Aha, do protokołu: chłopcy zakończyli semestr zimowy z powalającą średnią 1.6 / 1.8; mamusia doznała ukojenia w kwestii gimnazjalnej przyszłości potomstwa. Dadzą radę. Jacek właśnie zgłosił się na konkurs matematyczny, a Kuba na konkurs z angielskiego. Z angielskim zresztą zbieramy wreszcie owoce dwujęzycznego wychowania: Kuba wdycha angielski jak powietrze i po pół roku nauki potrafi mówić pełnymi zdaniami. Guuuut. Czy też raczej: good.