Lato
Dopiero teraz tak naprawdę w pełni doceniamy nasz ogród.
Po całym dniu w mieście, hałasie, smrodzie i tłumie, nie masz jak wrócić do naszej gęstwiny i po prostu nic nie robić. Chociaż materiały budowlane leżą (ciągle jeszcze) wszędzie, dostosowujemy powolutku otoczenie i coraz częściej możemy robić to, co lubimy najbardziej: mieszkać :-)
Kupiliśmy sobie też nową zabaweczkę, Feuerschale - czyli taką michę, w której można palić ogień; siedzenie wieczorem w ogrodzie przy własnym ognisku jest... nie do opisania :-)
Wielkomiejskich rozrywek też nie brakuje: korzystając z chwilowej, hm, wolności - Najmłodszy obozuje, Najstarszy konferuje, całkiem niedaleko od siebie zresztą - wyrwaliśmy się z Dużym na mały podwieczorek. Jakub jest maniakiem sushi, pasję tę dzieli z mamusią po równo, więc: czemu nie? :-)
A wogle to dziś dokonała się pewna - cezura. Otóż Jakub wieczorem powiedział, że sam sobie poczyta przed snem i niedziękuję za mamusiowe czyatnie. I rzeczywiście poczytał - a mamusia siedziała w jadalni i walczyło w niej poczucie ulgi i ogromnego smutku.
...
Jaskra w poniedziałek zabiło auto.
Strasznie boli.
Jak zginął kot, jetzt erst recht
Cirunia zginęła na tydzień.
Zwykle koty wracają wieczorkiem, wtedy zamykamy już drzwi, koty zjadają kolację i idą spać. W sobotę byliśmy bardzo zajęci remontem wszechświata i jakoś nie zamknęliśmy, po czym ściemniło się i okazało się, że koty nie ma.
Do środy czekaliśmy, w środę zaczęliśmy szukać na serio. Plakaty zawisły, a mamusia zadzwoniła do wsiowej straży miejskiej (co?), żeby zapytać o martwe koty.
I się zaczęło.
Wsiowa straż miejska okazała się być równie miła i pomocna, co wszystkie wsiowe instytucje, i włączyła się do akcji aktywnie. Najpierw zabierając mamusię na akcję szukania martwego kota, świeżo akurat zgłoszonego, a potem informując, że na drzewie w lesie nieopodal trzeci dzień siedzi kot i nie chce zejść.
Mamusia spędziła w tym cholernym lesie długie godziny - długie deszczowe godziny - zaczepiając obcych ludzi, drąc się po lesie i zaglądając do każdej dziury, oraz na każde drzewo. Nic z tego, kota nie było. Wreszcie mamusia postanowiła powiesić w lesie plakaty z numerem telefonu. Pojechała więc, powiesiła i - znalazła kota. Który faktycznie zupełnie odprężony siedział na drzewie - i nie był Cirunią.
Mandat, który jakiś skur...czybyk mamusi wsadził za wycieraczkę w tym lesie wliczymy w koszty szukania kota. Nawet nie blokowałam drogi, do diabła.
W sobotę mamusia podeszła do płotu i wyobraziła sobie, że coś miauczy.
Dom obok stoi pusty, bo starsza pani zmarła; jej dzieci wpadają tylko na weekendy, żeby się pokazać. Oblecieliśmy wszystkie sąsiadujące posesje, pytając, czy ktoś ich zna; wreszcie Sąsiad Zza Dwóch Płotów wpuścił nas przez swoją dziurę w płocie - i tak, w oknie od tyłu darła się półprzytomna z nerwów kocica.
Półprzytomni z nerwów zrobili się wszyscy, na szczęście SZDP miał numer telefonu do kogoś, kto ma klucze. Przyjechali, wypuścili kotę, koniec akcji.
Dobra wiadomość jest taka, że teraz żaden z kotów nie wypuszcza się za płot. Zła wiadomość jest taka, że kota po tygodniu na karaluchach z piwnicy nadrabia żarcie na całego i robi się szersza niż wyższa ;-) Będzie trzeba wprowadzić chyba jakąś dietkę.
|
Stan kotów wrócony do normy
|