Słowa na s
Ćwiczymy w autobusie wymawianie s.
Mama: Sssssłońce!
Jacek: Sssser!
Kuba: Eksssstremalne przysssspieszenie!
Gdzie ten styczeń?
Się podział? Bo jakoś nie pamiętam.
Odbyła się spóźniona urodzinowa impra Jacusia. Zaczęło się wielką wtopą, bo zaproszenia zostały rzeczywiście wysłane pocztą -- i nie podochodziły. No co za kiszka, no. Dziwne, bo poczta niemiecka jednak zwykle działa bez zarzutu (pomijając idiotów-kurierów z DHL), a tym razem, skoro to było ważne - nawaliła. Na szczęście mama dosyć przytomnie kapnęła się, że coś nie halo, i obdzwoniła towarzystwo celem potwierdzenia, więc co nieco udało się uratować.
Tak czy owak, wszystko dobrze się skończyło, bo ze szkoły nikt nie przyszedł - bo chorowali - i zabawa odbyła się w starym, sprawdzonym gangu z przedszkola. Dosyć nawet kameralnie i miło.
A kubełkowe urodziny wypadają w tym roku w Wielki Piątek, w samiusieńkim środku dwutygodniowych ferii wielkanocnych - no cholera by to wzięła. Coś trzeba będzie wymyślić...
Chwilowo sporymi krokami zbliżają się ferie zimowe, ale niestety - nic tym razem nie wykombinujemy. Chłopcy będą musieli pochodzić do świetlicy; w zamian może w tę Wielkanoc coś się uda wyczarować.
A poza tym zima się zrobiła, wszystko zaciapane obrzydliwym śniegobłotem - fuj. Tyle, że chłopcy pojeździli w weekend na sankach. Ale nie z nami; mama Romana ich wszystkich zabrała - ona chyba lubi śnieg czy co...
Jutro koniec kubowej melodiki! Znaczy kursu. Odetchniemy wszyscy, bo to się już męczące robiło. Na pewno nie zapiszemy go do klasy akordeonu, bo nie jest to jakoś instrument naszych marzeń, ale
jakiejś muzyki Kubeł będzie musiał się uczyć. I Jacek. Jak celnie ujęła ww. mama Romana: klasyczne wychowanie, języki, muzyka i sport, nie obchodzi mnie, czy lubisz, masz się zamknąć i nie dyskutować.
Niech się cieszą, że języki im się same robią - hy hy hy (złowrogo).
...i po świętach.
Dwa tygodnie ferii minęły jak sen złoty i oto wkroczyliśmy w nowy, wspaniały rok. Niewątpliwie.
Święta minęły nam wyjątkowo bezstresowo, ponieważ kupiliśmy chłopcom Wii pod choinkę i oni po prostu przez dwa tygodnie grali w Wii. Od razu powiedzieliśmy, że w Krakowie nie stawiamy żadnych ograniczeń, więc sobie grali ile wlezie. A my mieliśmy de facto wolne :-) W domu oczywiście nie wolno im grać cały czas, tylko godzinę dziennie - efekt zaskakujący zupełnie jest taki, że do łask wróciły gry planszowe. Nieważne w co, ważne, żeby grać. Bardzo ładnie.
Szkoła się zaczęła spokojnie - skoro w Polsce szósty jest wolny, to dlaczego nie w Berlinie, nieprawdaż - ale powoli się normalizuje. Kuba był dzisiaj w szkole ogrodniczej i zrobił taki... paśnik... dla ptaków, taki pieniek z powpychaną słoninką i ziarenkami. Ciekawe, gdzie to powiesimy, bo na balkonie nie wolno... Nie, żeby biedne ptaszki potrzebowały dokarmiania; jest 12 stopni i nie zanosi się na jakiekolwiek mrozy - no ale skoro synek zrobił, to gdzieś upchniemy.
Pani Grot była pod ciężkim wrażeniem, ile Kuba wie o ptakach - proszę, czyli rodzinna indoktrynacja jednak działa.
Urodziny Jacura odbędą się, ale dopiero w przyszły weekend - na myśl o gromadzie chłopczyków od razu w sobotę mamusia zastrajkowała i odmówiła. Wysłaliśmy dziś zaproszenia... aha, bo kumpel Jacka, Lars, miał urodziny przed świętami i wysłał zaproszenia pocztą. Jacek dostał prawdziwy list, w kopercie i ze znaczkiem, co go pan listonosz przyniósł, i o mało nie pękł z dumy. Mamusia z całego serca pozazdrościła pomysłu i natychmiast go naślad... jak to się odmienia? Naśladownęła? Powieliła. No więc zaproszenia zostały wysłane pocztą. Jest to o tyle nonsensowne, że do Josepha np. mamy bliżej, niż na pocztę, no ale
nie o to chodzi.
Na najbliższą sobotę mamy plany łóżkowe. To też jest, swoją drogą... Wszyscy pamiętamy, dlaczego chłopcy mają dwa wysokie łóżka, prawda? Jaki raban zrobili, że każdy chce spać na górze? I jak mamusia szukała jak durna tych łóżek? No więc Kuba powiedział, że nienawidzi swojego łóżka i chce spać na dole. Ja go rozumiem, bo ja też bym nienawidziła łażenia po drabinie, ale nie mógł się, cholera, trochę wcześniej zorientować? Zapadła zatem decyzja, że przerobimy łóżko Jacia na piętrowe, a kubowe się sprzeda. Tam w tym jaciowym łóżku już część tego dolnego piętra jest, trzeba tylko dorobić deskę - dorobimy. I w ten sposób chłopcy zyskają w pokoju miejsce, gdzie można usiąść z książką czy czymś - do tej pory nie mieli i uwalali nam się na kanapie. Kuba nie będzie musiał chodzić po drabinie, pokój się odgraci i wszystko będzie pięknie - trzeba tylko dorobić tę deskę, ale to się już tatusia przypilnuje ;-)
Są zdjęcia z cyrku. Fantastyczne! Będzie z tego osobna notka.