Blog Kubusia
Pieeeesek
No więc mamy piesa :-) Nazwaliśmy go Bilbo, tzn. Kuba nazwał go Bilbo, a ten pan, od którego go mamy, bardzo się ucieszył no i wyszło, że nie mamy nic do gadania. Zatem Bilbo. Ma trzy miesiące, przyjechał z Krakowa i jest - bardzo na czasie - nielegalnym imigrantem, gdyż jest za młody na szczepienie, w wyniku czego nie ma jeszcze paszportu. Ale przemyciliśmy go i trudno, niech się dzieje.
Jest strasznie słodki, ale kompletnie walnięty. Tzn. z charakteru bardzo do nas pasuje - kanapowo-kolankowy pieseł, który głównie to by się miział, chociaż spacerem nie pogardzi - pod warunkiem, że jest ciepło i sucho, inaczej nie ;-) Ale poza tym jest trzymiesięcznym szczeniakiem i zwariować można - chociaż trzeba przyznać, że szybko się uczy. Dobrze, że dom i tak jest w ruinie, więc ta szczeniakowa masakra już aż takiej różnicy nie robi.
Poza tym, hum. Kończymy na gazie pokój Jacka, tzn. bardzo się staramy, ale mamy tak serdecznie dosyć tej pieprzonej budowy, że coraz wolniej to idzie. Jest mikroszansa, że do urodzin skończymy - niewielka, ale jest. Tylko musimy przygazować, a o to coraz trudniej, niestety.
Poza tym Kuba napisał wiersz i kapcie nam spadły - czaderski jest, jeśli się go już zdoła odcyfrować. Zwłaszcza słowo 'załważa' robi wrażenie :D Przy okazji widać też charakter pisma panicza, a jest to charakter -- skomplikowany. Oczywiście powinniśmy coś z tym zrobić. Oczywiście.
(To jest podobno piosenka, a nie wiersz. Wiersz fajniejszy)
Brrrrr
No, operację mamy za sobą... Okropne to było, dla wszystkich zresztą. Narkozę Jacek tym razem zniósł tak sobie, aż zostaliśmy dodatkową noc w szpitalu, bo nie bardzo był w stanie iść do domu... Wszystko razem brrr, ale trzeba przyznać, że jak na niefajną okazję, to wszystko było super - mieliśmy pokój dla siebie, personel był super miły, a na koniec mama zbajerowała lekarza, żeby przegrał jej na sticka trójwymiarowy rentgen jaciowej czachy, za który pani chirurgini w przychodni chciała trzysta euro. Z rozpędu wgrał nawet viewer :D
A zęba dostaliśmy w słoiku na pamiątkę. Straszny jest.
Plakat i aparat
Aleśmy fajny referat z Kubą zrobili..!* Zrobiliśmy już wiele, ale ten o Kronosie podoba mi się wyjątkowo. Głównie dlatego, że sama się wiele z niego dowiedziałam - bhawo ja, z moim dyplomem z hellenistyki dowiedzieć się czegoś nowego z referatu szóstoklasisty. No ale zawsze mówiłam, że te studia były dość bez sensu.
Poza tym - Kubie zdjęli dziś górny stały aparat. Yay!!! Wprawdzie został jeszcze dolny, ale to i tak szczęście - połowa mniej do psucia się. No i synek szpanuje przebiałym uśmiechem bez drutów ;-)
Jacek idzie jutro do szpitala na usuwanie dodatkowego zęba, który mu rośnie w szczęce i uszkadza korzenie. Nie denerwowałam się, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że dwoje chirurgów odmówiło operacji, bo jest zbyt niebezpieczna. Tak więc Jacur wylądował ostatecznie w klinice dziecięcej chirurgii szczękowej czy coś takiego, już bardziej specjalistycznie się nie da - no i jutro tam idziemy; zobaczymy. Chcą go trzymać w szpitalu co najmniej trzy dni w każdym razie.
No i najnowsza najfajniejsza nowinka: w sobotę przyjeżdża PIESEK. Ale tak naprawdę będziemy się chwalić, jak już będzie w domu.
*Z referatami to jest tak, że wszystkim dzieciom referaty robią rodzice. Jak bym nie była temu przeciwna, nie zaryzykuję, żeby Kuba w ostatnim semestrze decydującym o szkole średniej dostawał fujowe oceny. Tak więc uruchamiam całą siłę moich fotoszopów, ilustratorów oraz dyplomów z hellenistyki, żeby mu z tym referatem pomóc. Nie robię za niego, nie. Ale kształtuję. No bo w końcu co, kurczę blade.
Halloween
Halloween przypadło w tym roku akurat na sam środek ferii jesiennych, więc chłopcy spędzili je w Krakowie - podobnie jak całe ferie, mama dojechała na ostatnie trzy dni. Zaletę miało to taką, że dziadkowie mieli - w przeciwieństwie do rodziców - czas, żeby się z chłopcami pobawić i powycinać - efekt widać na zdjęciu, jest do dwugłowy halołinowy potwór, który na powitanie mamusi wyłazi z szafy :D
Jacek zadziwił nas niepomiernie, gdyż -- okropnie tęsknił przez cały czas i dawał temu wyraz - nie spodziewałam się tego po nim naprawdę. Jakoś ma fazę niezgrywania twardziela najwyraźniej... No ale mama już jest i jest lepiej.
Pokój Jacka kończy się. Powiedziałam, że ma być gotowy na urodziny, bo obiecaliśmy, i będzie gotowy na urodziny, choćby ... bo nie wszyscy najwyraźniej w to wierzą ;-)
Bezlitośnie planuję zawlec dziś chłopców na cmentarz - sama nie wiem, po co. Po pogrzebie Babci Basi Jacek ma traumę do dziś, takie zrobił na nim wrażenie :-/