Blog Kubusia
Jacuś okresowo
Z okazji zbliżających się pierwszych urodzin Gakusia byliśmy dziś na badaniach okresowych. 10,05 kg oraz 77 cm wzrostu. Duzio. Duzio. Od Kubusia w tym wieku jest większy o 3 cm i cięższy o 300 g. I numer buta ma większy. W ogóle jest jakoś bardziej do przodu... pewnie to kwestia mania starszego brata. Cuś przekonał się już, że naprawdę umie chodzić, więc biega po mieszkaniu i robi sajgon. Oraz koniecznie, ale to koniecznie chce się bawić z bratem i tym właśnie, co brat ma akurat w ręce (to działa zresztą w obie strony). Kuba też ogólnie braciszka lubi, ale nie ma trzech minut, żeby któryś któremuś nie przywalił. Oni po prostu muszą się tłuc, jakoś nie może być inaczej. No, dobrze. Nie mamy dywanów, krew z podłogi łatwo wytrzeć.
Kuba znowu dostał swojej typowej gorączki - nagle budzi się z bardzo wysoką, zdechły jest, potem przesypia parę godzin, pocąc się jak mysz, i wstaje zdrowy. Lekarz twierdzi, że to normalne. Oczywiście od razu nasuwa się pytanie, czy to lekarz jest normalny, ale zaufanie jest zaufanie: skoro tak mówi, znaczy prawda. Poza tym on ma piątkę własnych dzieci, ten lekarz, więc sporo doświadczenia i prywatnie...
PS. Jacuś tak naprawdę nauczył się chodzić wczoraj. Tzn. wczoraj miał ten przełom, że stwierdził "OK, umiem" i zaczął biegać. Zarówno z Kubłem, jak z nim nie mogliśmy się doczekać, kiedy wreszcie zacznie sam chodzić, i za nic nie rozumieliśmy tekstów "oho, dopiero wtedy zobaczycie!" Jacuś chodzi tak naprawdę pierwszy dzień, i właśnie zobaczyliśmy. Dżizas! Kuba przy nim jest chorobliwie grzecznym, ultraposłusznym dzieckiem, zainteresowanym tylko swoimi zabawkami. Jacuś w minutę obraca mieszkanie w perzynę! I zawsze znajdzie sobie coś, czym może akurat narobić największej szkody. Kuba w życiu nie interesował się szarpaniem kabli, wyrzucaniem płyt ze stojaka, zmiataniem naczyń ze stołu, szarpaniem za ubrania na wieszaku, przewracaniem sobie krzeseł na głowę, kopaniem w kwiatkach, wyrzucaniem rzeczy z szuflad, otwieraniem piekarnika... Wygląda na to, że będziemy musieli pomontować antydzieciowe zabezpieczenia. Zgroza!
Gdyby Jacuś był naszym pierwszym dzieckiem, zostałby jedynakiem.
Koniec epoki
Wczoraj nastąpił w życiu rodziny Koniec Epoki Dzidziorów: wynieśliśmy do komisu wielki wór z dzidziowymi zabawkami. Dzidź po pierwsze nie jest już dzidziem, a po drugie i tak nie bawi się niczym, czym nie bawi się też Kuba. Wynieśliśmy zatem. Smutno tak jakoś było: misie, na których Kuba uczył się chwytać, karuzelka, którą Gaciu dostał od byłej sąsiadki... Niemniej, ciężko mi sobie wyobrazić przechowywanie tego typu pamiątek przez następne 20 lat. Poszły do ludziów. A chłopcy bawią się teraz tak... Gdzie tam, dzidziowe zabawki...
Po przechorowanym tygodniu chłopy chodzą od wtorku do Beate, ale znów czarne chmury na horyzoncie: rodzice powaleni streptokokami, a dzieciory dziś przeraźliwie zmarzły. Temperatura spadła o sześć stopni w ciągu trzech godzin i zaczął padać śnieg!!! Szczęście w nieszczęściu, że nie mogliśmy rano znaleźć kubłowej czapeczki i z braku innej dostał zimową. A Gaciu i tak był zapakowany cieplutko... No, może się jakoś wywiną.
Jacuś chodzi (coraz częściej sam) i bawi się zabawkami jak stary. Nie bardzo możemy sobie przypomnieć, ale Kuba w tym wieku chyba się tak nie bawił... Jaciu jeździ autkami po parkingu (na zdjęciu), buduje z klocków, próbuje ustawiać wieże z kubeczków, biega za piłką i ją kopie... A Kuba cały czas nawija i ciągle nie możemy wyjść z podziwu, ile on rzeczy pamięta z czasów, kiedy nie umiał mówić, a nam się wydawało, że nic nie rozumie! Jeszcze nam powypomina różności...
Tak nie kupuje się wózków
Do tej pory kupowaliśmy wszystkie wózki bardzo starannie, porównując oferty, sprawdzając opinie, oglądając w sklepach itd. A tym czasem okazuje się, że najlepiej sprawdza się kupowanie na pałę. Poszliśmy w czwartek do sklepu kupić Kubusiowi autko. Ona tam stała: spacerówka Teutonii. Podjęcie decyzji zajęło nam dziesięć minut, w czym wydatnie pomógł fakt, że była przeceniona o połowę, bo z wystawy. Jest wspaniała. Tym samym możemy sprzedać w jasną cholerę cały park maszynowy i pozostać przy tej jednej, ślicznej, małej, zwrotnej spaceróweczce. Chociaż na logikę to byśmy jej nigdy nie kupili... ;-)
Poza tym żadnych fajerwerków. Rodzice byli dziś W KINIE!!!!! Och, wzdech. Niestety, trzeba chyba poszukać nowej opiekunki, bo Claudia a) jest za droga, b) opiekuje się dziećmi wyłącznie u siebie w domu, więc po wyjściu z kina trzeba zapakować zmęczone, kwękające i ogólnie nastawione "nie-ces-domomku" dzieci do przyczepki, a potem do łóżek... To nie radocha. Po kinie należy się kulturalnie nawaliś, a następnie paść w łóżeczko, a nie użerać.
No i zdjęcia weekendowo-spacerowe. Pogoda, szczęśliwie, prześliczna.