Blog wcale nie umarł
Wcale a wcale nie ;-)
Znienacka zupełnie śnieg stopniał i kończą się wakacje. Chłopcy pojechali na obłędny obóz namiotowy do Szwecji, trzy tygodnie w lesie nad jeziorem, bez prądu, telefonu i kontaktu ze światem - spodobało się. Kuba już zapowiedział, że będzie jeździł co roku, a potem jako wychowawca. No, znakomicie - w tym roku nie dalibyśmy rady zapewnić jakichkolwiek wspólnych rozrywek.
Tata zaczął w czerwcu nową pracę, więc urlopowo negatywnie - mama miała urlop, czemu nie, ale pojechała do Krakowa opiekować się Prababcią, gdyż trzeba. Niemniej, te dwa tygodnie, które udało nam się spędzić razem w domu bez dzieci, były warte wszystkich Maledivów świata. Mimo pracy i psa.
Nowa szkoła nie zawiodła - Kuba przyniósł zdumiewająco dobre świadectwo, widać od razu, że mu tam dobrze. Zapisał się też na PIELGRZYMKĘ - nie wiem, czy wspominałam, że St. Marien to katolicka szkoła. Nie, żebyśmy musieli coś udawać - w Niemczech wyznaniowe szkoły mają obowiązek przyjmować określony procent nie- względnie innowierzących, więc Kuba załapał się w ramach kontyngentu. W praktyce okazuje się, że niemiecka katolicka szkoła jest bardziej świecka, niż normalna szkoła w Polsce, ale to strzegół.
Pielgrzymka stoi pod znakiem "wyciszenia, medytacji i jedności z naturą" - podejrzewam, że niejeden biskup dostałby zielonych pryszczy, gdyby to usłyszał. Dla Kuby oczywiście bomba, bo ta natura oraz potencjalni nowi koledzy, dla nas bomba, bo mamy nadzieję, że synek zgubi drugą połowę nadwagi - pierwszą załatwił obóz w Bolmsö. 136 kilometrów w pięć dni, nie w kij dmuchał. Wyruszają za tydzień.
No i tyle, chwilowo leniwie-wakacyjnie. W czasie nieobecności chłopców skończyliśmy remont klatki schodowej, cudnie wyszło - oceniwszy zużycie ostatnich lat mamusia postanowiła pomalować ściany na kolor brudowy - pięknie daje radę. Białe nie ;-)