Jak zginął kot
 |
Sąsiad z wizytą |
Nasze koty ogólnie łażą sobie wolno, ale - ogólnie - raczej się rozglądamy, gdzie są i - ogólnie - raczej staramy się ogarniać, żeby zaglądały do domu. Zresztą one zaglądały.
Z czasem wykształcił się taki plan, że (w dni, kiedy mama pracuje w domu) koty wyłaziły wcześnie rano, wracały koło południa na sjestę, a potem były wypuszczane wieczorem, po naszym powrocie ze szkoły.
No i w ostatnią niedzielę Ciri nie wróciła na noc.
To nie była miła noc - prawie nie spaliśmy, bo wydawało nam się, że coś miauczy, potem nie daliśmy rady pracować, bo zamartwialiśmy się kotem - no i w końcu kiedy wczesnym popołudniem kompletnie wykończony J. przyjechał do domu, okazało się, że kota cała i zdrowa siedzi w ogródku.
Gdzie była - nie wiadomo, ale ma od tamtej pory taką traumę, że się krokiem za płot nie rusza. Przez pierwsze dni w ogóle nie schodziła ze schodków, tylko siedziała na progu, potem odważała się odejść o metr - ale co pół minuty wpadała do domu i sprawdzała, czy nas widać. Teraz już wychodzi do ogrodu, ale zawsze jest w zasięgu wzroku. Gut :-)
Za to Jaskra dziś złapała burza poza domem. Wrócił, jak przestało lać - jego szoku i niedowierzania nie sposób sobie wyobrazić. :D