Mecz
Byliśmy na prawdziwym meczu! Na prawdziwym stadionie, tym z 36 roku ;-) A było to tak, że Hertha BSC patronowała jakiejś tam akcji w szkole, więc szkoła dostała bilety na mecz. Darmowe. No to poszliśmy, bo uznaliśmy, że drugiej okazji w życiu pewnie nie będzie - jakoś ubogo w kibiców w naszej rodzinie.
Fajnie było; Kuba próbował nawet coś z tego wszystkiego zrozumieć - ale nie bardzo mu szło, te wszystkie gwizdki i mnóstwo biegających facetów; bardzo się cieszył, jak Hannover strzelił bramkę - trzy bramki, ekhem - i bardzo był zawiedziony, kiedy mu mamusia wytłumaczyła, że to bardzo, bardzo niedobrze dla Herthy - no, w sumie jakoś się nie zafascynował futbolem ;-)

Jacek się świetnie bawił, bo przez cały czas on i Juri grali w karty.
Tata się nudził, bo na stadion nie wolno było wnosić dużych aparatów.
A mamusia bawiła się znakomicie!
Naprawdę, mogłabym chyba zostać kibicem. Mnie się podoba, kiedy kilkanaście tysięcy ludzi śpiewa tę samą piosenkę i tupią taki fajny rytm, poza tym ja piłkę w sumie dosyć lubię i nawet co nieco kumam... Ogólnie naprawdę fajne przeżycie, chociaż pieniędzy to bym pewnie na to nie wydała.