Kubuś i ślina

Od jakiegoś czasu Kubuś potwornie się ślini. Dziś do jego inteligentnych rodziców dotarło, co to takiego jest - ślinaczek. Zawsze kojarzył się jakoś jedzeniowo, tymczasem, jak sama nazwa wskazuje, znakomicie wchłania to wszystko, co Kubuś produkuje paszczą. Tak więc synek paraduje w śliniaczku, jak prawdziwe niemowlę, i już się nie boimy, że się utopi, względnie przeziębi przez kompletnie przemoczone sweterki.
Co do przyczyn ślinienia teorie są różne; ta o ząbkach upadła z powodu braku ząbków. Gdzieś było napisane, że to może być oznaka znudzenia mlekiem i chęci na pierwszą zupkę. Świetny pomysł.

W ogóle Kubuś od kilku dni jest okropnie nie w humorze i marudzi. Oraz wydaje z siebie odgłos. Ciężko go opisać; brzmi trochę tak, jakby starał się podnieść coś baaaardzo ciężkiego, albo jakby miał okropne zatwardzenie - takie ni to rzężenie, ni to stękanie. Czasem piskliwe, czasem na niskich tonach. Brzmi makabrycznie, ale już niedługo badania okresowe, więc postanowiliśmy przeczekać, chociaż można zwariować.