Nihil novi

Przeprowadzka weszła w stadium najbardziej makabryczne, czyli "jest mnóstwo rzeczy do zrobienia, ale chwilowo nic się nie dzieje". Szukanie mieszkania trwa, załatwianie trwa, rozmyślanie o pakowaniu rzeczy trwa. Pierwsze terminy zostały wpisane na kalendarz. A konkretnie - nic. Dzieciory odstawiane są rano do Beate, po popołudniowym spaniu odstawiane są na plac zabaw, następnie do wanny i do łóżka... i tak w kółko. A rodzice przy komputerach w każdej wolnej chwili...
Chłopcy robią się coraz bardziej samowystarczalni i coraz mniej potrzebują rodziców. I śmieszno, i smutno... Zdarzyła się np. taka oto sytuacja: Jacynek bawił się z Kubusiem, ale dużemu znudziło się to szybko, więc sobie poszedł. Jacynek został jak idiota w kącie, wołając "kuku!!", na które nikt nie zwracał uwagi - aż mamie się żal zrobiło, więc poszła do dziecka i powiedziała "chodź syneczku, mama się z tobą pobawi!" Syneczek popatrzył z namysłem, po czym podszedł i wypchnął mamę z pokoju. No, dobrze... Kuba w ramach Srogiej Kary za niechcenie wychodzenia na spacer został zamknięty sam w domu - rodzice starannie zasymulowali wychodzenie, z zamykaniem drzwi i tupaniem na schodach itd. Następnie mama usiadła sobie pod drzwiami i czekała na spazmy i błagania porzuconego potomka. Potomek podszedł do drzwi, spytał "mama..?", sprawdził klamkę, stwierdził (po niemiecku!!!) "o, zamknięte", po czym... poszedł do pokoju i spokojnie się bawił. Po 10 minutach mama (z dosyć głupią zapewne miną) wróciła do domu i spytała słabo "to co, Kubusiu, idziemy na lody?" Kubuś łaskawie się zgodził.
Poza tym chłopcy rzeczywiście bawią się razem - idzie na lepsze!
A w czerwcu na tydzień do Babci - SAMI! No, ciekawe, co będzie...


Jacynek z ukochaną zabawką... ...i pozbawiony ukochanej zabawki