Retrospekcje i obawy

No: jedziemy do Polski. Powalający bezwład i niemoc sprawiły, że myśleliśmy, że już nigdy nie uda nam się kupić biletów i ruszyć czegokolwiek kiedykolwiek, ale jednak. Jedziemy wprawdzie pociągiem, ale za to pierwszą klasą! Pani była nawet tak miła, że zarezerwowała dla nas cały przedział, no chyba że już będzie tak pełno, że nie będzie gdzie ludzi upchać. Może nie, bo jedziemy tydzień przed świętami... Zobaczymy, jak nam się powiedzie: prawie 10 godzin... i to w urodziny Jacusia! Ale będzie impreza :D
Retrospekcja tym razem będzie potężna, bo o rok, ale za to ściśle związana z pewnym, hm: niepokojem, jaki dręczy rodziców na myśl o świętach w rodzinnym gronie. A było to tak.

Kuba od dziecka kochał muzykę, tańczył, klaskał, przytupywał i kazał sobie puszczać. Aż do Wigilii zeszłego roku. Nie pamiętam jakoś Dzidzia, możliwe, że już spał, a może po prostu się nie odzywał, w każdym razie, jak tradycja każe, po kolacji a przed prezentami zebraliśmy się wokół fortepianu, coby odśpiewać kolędy. Dziadziuś uderzył w klawisze i...
Kuba dostał autentycznego szału. Darł się, tupał, biegał, zatykał uszy, krótko mówiąc: histeria. I koniec, z kolęd nici. Od tamtej pory nie znosi muzyki w każdej, absolutnie każdej postaci, a już nie daj boże, żeby ktoś śpiewał. Zdumiewające zjawisko! Próbowaliśmy przekonywać go na różne sposoby, nucić, puszczać płyty, tańczyć - nic. Histeria i panika. Jedyna groźba, jaka do tej pory skutkowała w sytuacji niegrzeczności, to było: "Kuba przestań, bo będę śpiewać!" *Zawsze* działa.
Niefajnie było, kiedy Kuba poszedł do przedszkola, bo tam jakoś tak... muzycznie jest. I piosenki się śpiewa, i muzyki słucha... Wychowawcy trochę dziwnie na nas patrzyli; staraliśmy się tłumaczyć, że jemu się tak niedawno stało, że on lubił... nie wyglądali, jakby wierzyli... Za to dziś scena była cudna. Rozmawiałam z panią przedszkolanką i ona mówi takie zdanie: "A Kuba teraz już świetnie reaguje na muzykę, bardzo się otworzył, ostatnio nawet nie zatyka sobie uszu, jak śpiewamy piosenkę..." :D
Obawy wiążą się zatem ze zbliżającą się wielkimi krokami Wigilią. Ale może nie dostanie szału... ;) (w domu przy bajkach już podśpiewuje - tylko nam nie wolno)
Poza tym ciąg dalszy miała historia Mikołaja i garażu. Kuba wielokrotnie zmieniał koncepcję prezentową, głównie dlatego, że przed świętami przychodzi na tony różnych katalogów z zabawkami, więc miał w czym wybierać. Wzięty jednakowoż z zaskoczenia i bez katalogu w ręce zawsze spontanicznie odpowiadał "garaż". Garaż został zatem nabyty i włożony na szafę, a Kubę powiadomiono, że już jest po dedlajnie, Mikołaj zapakował wór i już jedzie, bo ma strasznie daleko, a jeszcze musi zamontować gąsienice pod saniami, żeby dojechać bez śniegu. No i dzisiaj Kuba ogląda kolejny katalog, trafił na (ten) garaż, przypatruje mu się dłuższy czas... I jeszcze... I jeszcze... I nagle mówi: - Mama, musimy napisać list do Mikołaja! - Kubusiu, już jest za późno, Mikołaj już jedzie. Ale dlaczego, przecież chciałeś garaż...? - Tak - mówi na to dziecko płaczliwie - Ale ja nie napisałem o ulicy...!*
*ulica przyczepiona do garażu, żeby auta mogły do niego dojechać