Znowu lokomotywy

W zeszły weekend byliśmy na święcie lokomotyw. Było fajniej niż w muzeum, bo te lokomotywy jeździły, dymiły, gwizdały, buchały parą i w ogóle zachowywały się jak trzeba. Przejechaliśmy się nawet - fajne przeżycie, nie tylko dla dzieci. Mamy nadzieję, że Tuwim zyskał nowy koloryt - Lokomotywa to stały, obok bimboma, element wieczornego czytania.
Atrakcja skończyła się - tradycyjnie - wrzaskiem i potokami łez, ponieważ Kuba nie lubi, jak coś się kończy. Zaryczany i brudny okropnie zasnął w SBahnie na rękach - ale wszyscy świetnie się bawiliśmy.

Dziś natomiast zostały zakupione pojazdy - prawdziwy rower dla Kubusia i laufrad dla Dzidzia (nasz laufrad, wyjątkowo idiotyczna konstrukcja, jest dla Jacia za duży). Z niecierpliwością oczekujemy reakcji paniczów, zwłaszcza Kubusia, który zwykł najpierw dla zasady panikować (mama ja siem bojem za duży ja nie umiem mama ja spadne i bum aua). Kupiliśmy rowerek już tak mały, jak to możliwe - ze swoim wzrostem Kuba powinien właściwie jeździć na 20", a ten ma 16", ale jakoś nie wyobrażamy sobie, żeby można go było do tego przekonać. No, zobaczymy.
Jest to prawdopodobnie najlepszy sposób, żeby przez cały weekend lało...