Kanikuła

Byliśmy dzisiaj po raz kolejny w Germendorf. Pogoda była przepiękna, słońce i chłodny wiatr, więc zapakowaliśmy się w auto i pojechaliśmy do freizeitparku. Kupiliśmy nawet grilla! ...głównie dlatego, że po prostu uwielbiamy grillowane mięcho, ale trochę też na przekór: właśnie, że się zintegrujemy... (grillowanie to niemiecki sport narodowy). W Germendorf jest wyznaczone takie specjalne miejsce w kąciku za jeziorem, gdzie są stanowiska do grillowania i tam się można usadzić. Nie jest to optymalne miejsce, bo człowiek wychodzi stamtąd uwędzony - ale jednakowoż praktyczne toto jest, bo sobie w spokoju można boczek upiec. A piaseczek nad jeziorkiem jest 100 m dalej, więc jedna osoba może grillować, a druga z dziećmi taplać się w wodzie. Baaardzo praaaaktyczne. Pożarliśmy mnóstwo jedzenia, wytaplaliśmy się w jeziorku, no bajeczka po prostu.
Pobyt nad jeziorkiem narobił wszystkim straszliwego apetytu na wakacje - na plaży dzieci były w swoim żywiole, chlapały się, bawiły, towarzystwo się też od razu znalazło, a rodzice leżeli na kocykach i czytali książeczki. Uch, uch. Ale decyzja o wakacjach pod koniec lata była właściwa: czekanie jest przyjemniejsze, niż żałowanie, że już się skończyło ;)

Z prawdziwego życia: zaczęliśmy kubusiowe wizyty u logopedy - bardzo miła pani, pokój pełen zabawek, graliśmy sobie w grę i na szczęście Kuba wygrał, więc chce tam znowu iść. Dopiero jak usłyszałam Kubeła gadającego z inną osobą, zrozumiałam, jak pilnie potrzebuje terapii - pani też miała troszkę zatroskaną minę, ale to jest typ bardzo miłej i spokojnej pani, więc nic nie powiedziała. No, dobrze. Miejmy nadzieję, że mu pomoże. Jest zresztą nie tylko logopedą, ale też dziecięcym psychoterapeutą, więc bardzom rada z nawiązanej znajomości.
Wczoraj byliśmy też na placu zabaw (ale niedaleko), Jacek rozwalił sobie łeb w fontannie - poważnie, miał guza jak mandarynka. Nawet rozważaliśmy pojechanie do szpitala, ale machnęliśmy ręką. Powoli zaczynamy się przyzwyczajać... ;)
Nasze przedszkole jest teraz cały tydzień zamknięte, więc chłopcy zostali wypożyczeni do innego przedszkola - bliżej trochę, więc nieźle. Zobaczymy, jak nam to jutro pójdzie.
W akwarium życie się rozwija: dokupiliśmy neonów, mamy też miedziki oraz raka. No i bojownika. Podczas naszego pobytu w Krakowie rak zeżarł bojownikowi płetwy, wygląda teraz jak śledź - czy rybie odrastają płetwy?
Kupujemy im od czasu do czasu żywe robaki do jedzenia - chyba brakuje im polowania, bo zawsze wpieprzają wszystko, co tylko się wrzuci. Wczoraj zdarzył się mały wypadek, bo wrzuciliśmy za dużo - rybki nażarły się tak, że baliśmy się, czy przeżyją. Wyglądały jak małe piłeczki z płetwami, bojownik nawet pływał w przechyle. Ale już strawiły i wyglądają normalnie ;)
