Rower
Kuba jeździ na rowerze. Powolutku, powolutku, ale jednak przyżarło. Przez ostatnie trzy dni cały czas były "chodźmy na rower", wczoraj nauczył się sam ruszać - no super. A przy okazji zrobiliśmy podobne zdjęcie, jak przed rokiem, więc fajnie zobaczyć, jak dzieciątko urosło :)
Ma ostatnio fazę na fajowe teksty - przestraszył się dzisiaj tatusia, ręka mu drgnęła i runęła konstrukcja, którą pracowicie budował. Ryczał okropnie, tłumaczyliśmy mu, że to było niechcąco, a synek na to: "Tak, niechcąco, ale to nie powód, żeby od razu wrzeszczeć!"
No i cudowne pytanie: "Dlaczego te tu nazywają się jajka, a te tu - migdałki?"
Jacek trochę przychorował - nic strasznego, ale kaszlał okropnie. Przetrzymaliśmy go dzisiaj cały dzień w domu i, rzeczywiście, pomogło. Migdałki miał wczoraj wielkości śliwek, jeśli to jutro nie przejdzie, trzeba będzie chyba do doktora. Ale może nieee... Nasz pan doktór zawsze mówi, że dopóki nie ma gorączki i je to nie ma co panikować. Gorączki nie stwierdzono, a co do je, to obawialiśmy się dzisiaj, coby chłopczyki nie popękały. A jako że długi weekend za nami, mieszkanie jest wyczyszczone jak po przejściu kolumny termitów.
A jutro wracamy do rzeczywistości...