Z nowym rokiem
Czas płynie tak szybko, że już prawie zapomnieliśmy, że w ogóle były jakieś święta... Pobyt w Krakowie był tym razem dosyć wyczerpujący dla wszystkich, z radością wróciliśmy do domu. A w domu Prawdziwe Życie rzuciło nam się do gardeł i trudno od niego uciec ;-)
W piątek Kuba miał testy u lekarza, czy jest dojrzały i nadaje się do szkoły. Syneczek zadziwił mamusię niepomiernie - wszystkie testy zrobił bez wahania, szybko i sprawnie - rysowanie, liczenie, testy językowe, testy na spostrzegawczość, testy ruchowe... Naprawdę, szczerze - w życiu nie podejrzewałabym go o takie umiejętności. Chyba kupimy kwiatki paniom terapeutkom... A w czwartek wybieramy się do teatru, na przedstawienie, w którym występuje Kubuś - nie mogę się doczekać, Kuba jest smokiem.
W wyniku powyższego podjęliśmy decyzję o przerwaniu logopedy - pani Seifert przetestowała Kubeła jeszcze raz i powiedziała, że z czystym sumieniem może go wypuścić z rąk. Ergoterapię pociągniemy jeszcze dwa miesiące, a potem też przerwiemy. Kuba daje radę.
Jacek też daje radę, chociaż jego słuch się ani trochę nie poprawił. Mega-inteligentni rodzice zapomnieli mu dawać lekarstwo, więc musimy poczekać jeszcze z wizytą u lekarza, żeby chociaż przez tydzień je brał - no defekt mózgu, nic nie poradzimy. Pan doktor coś mamrotał o laryngologu i operacji, ale mamy nadzieję, że żartował... W Krakowie w końcu też wylądowaliśmy u chirurga, bo Jacynek rozwalił sobie paluszek, który zaczął ropieć i się paprać - ale na szczęście obyło się bez większych zabiegów. A może ten syrop pomoże.
Szukanie mieszkania idzie jak po grudzie, jak już się znajdzie jakieś do przyjęcia, to najemca nie odpowiada - bardzo frustrujące. Na razie nie ma co panikować, ale robi się nieprzyjemnie.
No i czekamy na wiosnę. Deszcz, wiatr, błoto i ciemno. Brrr.