Łóżka i toalety
Kupiliśmy drugie łóżko. Jak z pierwszym łóżkiem pokój zrobił się niezwykle sexy i młodzieżowy, tak z drugim łóżkiem zrobił się ciasny i niefajny. Aaa. Ale może pomoże dalsze urządzanie..? Potrzeba jeszcze biurka i paru innych rzeczy. Szafy na ubrania..! Na zdjęciu: łóżko Jacka oraz klocki lego w trakcie sortowania oraz łóżko Kuby i prowizoryczna, hm,
kanapa do czytania książek. Działa. No i chłopcom się podoba :-)
W przedszkolu wybuchła Wielga Afera, której Jacek był jednym z uczestników. Otóż trzech chłopaków - w tym, rzecz jasna, Jacek - dopadło w kiblu jakąś młodą damę, potarmosiło ją trochę i ogólnie, hm, zachowało się mało po dżentelmeńsku. Dama pożaliła się w domu i wybuchła afera, w wyniku której trzech winowajców zostało usuniętych z listy kandydatów na rzecznika.
Przedszkole rzecz jasna wykazało się właściwą sobie sprawnością i nie powiedziało nam o całej sprawie ani słowa - aż tata zauważył brak plakatu wyborczego.
Ogólnie to - jak wyjaśniła pani kierowniczka - plan był taki, że Jacek sam ma załatwić sprawę, poinformować, przeprosić oraz zadośćuczynić - z tym, że NOT. Tzn. Jacek owszem, zrozumiał, że narozrabiał, ale nie skojarzył tego w żaden sposób z kandydowaniem i na pytanie, dlaczego nie ma jego plakatu, rozpłakał się rzewnymi łzami i powiedział, że "oni go już nie lubią".
Tocząc pianę z pyska mamusia wpadła do przedszkolnego biura, gdzie sprawa została wyjaśniona - Jacek uświadomiony, dama dostała kwiaty i plakat zawisł na swoim miejscu.
Oczywiście, jasne, że trzeba reagować w takich sytuacjach, jednak przekonanie, że czterolatek sobie z tym poradzi, wydaje mi się nieco... brawurowe.
W każdym razie, faza przechodzenia Jacusia w bycie dużym przybiera coraz bardziej diaboliczne formy. Przestał się czepiać rodziców i zostaje nawet sam niekiedy, rozwinął za to niespotykaną wcześniej agresję. Krótko, w jakiejkolwiek sytuacji konfliktowej Jacek po dwóch sekundach wali przeciwnika pięścią w ryj. Niezależnie, czy przeciwnik zjadł mu gumisia, czy też może przerwał zdanie. Jacek nie zastanawia się, tylko wali.
Ciekawe, czy kasa chorych płaci za psychologów..?
Tyle, że w szkole jakby lepiej. Kuba przychodzi rano i zaczyna gadać z dziećmi - wielkie wow, bo do tej pory tego nie robił. Poza tym, zabroniono nam (rodzicom) odprowadzania dzieci do klasy (trzecie piętro), w związku z czym mama zyskała rano cały kwadrans i zaczyna wierzyć, że kombinację szkoła + praca da się przeżyć. A Kuba uczy się czytać, pisać i rysować i mamy nadzieję, że wreszcie przestanie się tam nudzić. Bo na razie, jak twierdzi - nudzi się, z wyjątkiem WF i judo.
A pudła Rozpakowują Się.
Po jednym.