Wporzo
Jak tylko mamusia napisała, że nie ma się co spodziewać terminu w Wypasionej Poradni, zadzwonił telefon. Pani informowała, że zwolnił się termin w poniedziałek i czy moglibyśmy tak na szybko wpaść. Mogliśmy (w końcu praca, rzecz nabyta, nie jest tak ważna jak dobro dziecka, nieprawdaż). Poradnia okazała się rzeczywiście very bardzo, pan doktór badał nas ponad dwie godziny - najpierw długo rozmawiał z mamą, popatrując na bawiącego się Buba, potem długo testował Buba - od rysowania ludzików aż po mierzenie ciśnienia i macanie tarczycy. Wynik: wporzo. Z Kubełem wszystko w porządku, tzn. ergoterapię rzecz jasna zalecił, ale poza tym powiedział, że o żadnych neurologiczno/psychologicznych problemach w ogóle nie może być mowy, że Buba jest spoko i żeby się nie przejmować ('czy pani
nigdy nie zdarza się zapomnieć, po co pani poszła do kuchni?'). ;-) Uf.
Jacek miał test językowy w szkole i tu już było troszkę... hm. No więc przede wszystkim, Jacek taki już jest, że on potrzebuje zawsze swoich piętnastu minut rozbiegu, żeby się ośmielić. W szkole tego rozbiegu zabrakło i Jacek się tej pani bał. W wyniku powyższego zamienił się w chudą, wielkooką, milczącą sirotę, która wyglądając zza mamusinej nogi dziwowała się światu.* Nie zrobiło to dobrego wrażenia na pani, która miała zdecydować, czy Jacynek nadaje się do szkoły... Na czas testu mamusia została wyproszona za drzwi, ale tak sobie popatrywałam na boisko i rozmyślałam, że gdyby co, to pójdę do pana derektora, który mnie przecież zna, i jakoś to już załatwimy. Nie musiałam; wprawdzie pani powiedziała, że Jacek ma trochę za słabą znajomość polskiego, żeby pójść do dwujęzycznej szkoły, ale dała się przekonać, żeby jednak spróbować. I dobrze. Po pierwsze, ja
wiem, że Jacek mówi po polsku wystarczająco dobrze, po drugie, ja
wiem, że Jacek powinien iść już do szkoły. I tyle.
Zrozumiałam też ostatnio, jaka przepaść dzieli niemieckie i polskie podejście do dzieci. Oczywiście, wiem, uogólnienia, blabla, ale przykłady z naszego życia są dosyć - symptomatyczne. W skrócie: jeśli stoi mama z dzieckiem, Polak spyta mamy, czy dziecko jest głodne, a Niemiec spyta dziecka, czy jest głodne. Jak do tej pory żadnych wyjątków nie stwierdzono.
Za tydzień do babci :-)
* W przedszkolu spytali, czy mam może zdjęcie, bo jakoś nie potrafią sobie tego wyobrazić.