No i po wakacjach
Byliśmy w Rumunii. Bardzo very fajnie. Morze Czarne okazało się zupełnie nieciekawe, więc po kilku dniach zapakowaliśmy honiaczka i pojechaliśmy dalej. A raczej z powrotem. Obejrzeliśmy Deltę Dunaju - obłędna - oraz Karpaty - obłędne. A potem pojechaliśmy jeszcze raz nad morze się wykąpać. A potem do domu.

No i zaczęła się szkoła.
Jacek zadziwił nas niepomiernie, albowiem... płakał. Mieliśmy przedsmak już w sobotę, kiedy to popłakał się przed wyjściem na scenę ze swoją klasą - ale myśleliśmy, że ten hałas, ruch i kupa ludzi, no każdy by się zestresował. Ale wczoraj rano w klasie urządził takie coś, czego nie widzieliśmy od bardzo wczesnego przedszkola. Ułapił tatę za nogę, zaczął ryczeć w niebogłosy i był zupełnie niekomunikatywny przez dłuższy czas. Na szczęście dało się jakoś zrobić, że zgodził się zostać na godzinę i zobaczyć - a jak tylko tata zniknął, Dzidź się uspokoił i został. Odebraliśmy go zaraz po obiedzie, a dziś już było wszystko w porządku. Rano chętnie pobiegł do klasy, a po południu grał w piłkę z chłopakami i zupełnie nie wyglądał na nieszczęśliwego... uf. Bo ta wczorajsza scena kosztowała nas oboje parę siwych włosów i nieprzepracowane z nerwów przedpołudnie.
Miejmy nadzieję, że już po wszystkim...
Kuba wrócił do szkoły chętnie, tu akurat nie ma żadnych problemów. W sobotę wystąpili na scenie, na powitanie pierwszaków, z wierszykami i piosenkami - bardzo się czuł Kubełek Duży oraz Ważny. Ładnie.
I umówiliśmy go do logopedy. Zobaczymy, czy tym razem coś pomoże...
Dla nas zaczynają się złote czasy, kiedy oboje dzieci odstawia się rano w jedno miejsce o jednej godzinie i odbiera z jednego miejsca o jednej godzinie. Bo ten ostatni rok był... ...
Oraz przystępujemy do Zmieniania Samochodu. Uf. To nie będzie łatwe.