Feriowo
Pierwsze półrocze zakończyło się feriami zimowymi, jak to zwykle w naturze bywa. Kuba przyniósł pierwsze świadectwo z ocenami - dupy nie urywa, ale bdb z matematyki. Większość tygodnia feriowego przesiedzieliśmy w Berlinie, a w piątek zebraliśmy się w auto i pojechaliśmy do Harzu - wreszcie, pierwszy raz w życiu z dziećmi: na narty. Pierwszy dzień zjeżdżaliśmy z górki, drugi dzień biegaliśmy po lesie. Cudnie!
Jeśli chodzi o Kubę, niespodzianek nie było - może jedyną niespodzianką było jednak to, jak kompletnie sobie na nartach nie radził. Znaczy zjazdowych, bo na biegówkach to nawet dawał radę, chociaż bez zachwytu. Jego nieraczkowanie odbija nam się do dziś i pewnie jeszcze długo będzie...
Jacek natomiast zadziwił nas niepomiernie.
Przypięliśmy mu narty pierwszego dnia, wytłumaczyliśmy, o co chodzi - btw., teraz nie mówi się 'pług', tylko 'pizza' - no więc pokazaliśmy mu, co z tą pizzą i Jacek... poszedł jeździć. I jeździł. Właził coraz wyżej i wyżej i właściwie po godzinie jeździł zupełnie pewnie i samodzielnie.
Dżizas!

Na biegówkach już było tylko lepiej, oczywiście - przez większość czasu Jacynek był małą zieloną kropeczką na horyzoncie. I awanturował się, że musi czekać!
Zrobiliśmy w sumie cudny spacer, ponad 9 km trasy, przy przepięknej pogodzie i śniegu po pas. Jak wyjeżdżaliśmy, było 5 stopni i strumienie wody lały się po zboczach - dzikim fuksem złapaliśmy prawdopodobnie ostatni śnieg w tym roku! I na pewno będziemy powtarzać tę rozrywkę, tzn. biegówki - bo zjazdówki wydają nam się, ekhm, zbyt... Kłopotliwe... No i daleko. A do biegania Brandenburgia nadaje się w sam raz.
O ile jest śnieg, znaczy :-)