Progres, progres
Skończyliśmy remont gabinetu. No, może skończyliśmy to za duże słowo, ale niewątpliwie pomieszczenia da się używać. Oraz rozpakowaliśmy bardzo dużo pudeł. Akwarium - znaczy nasza przeszklona weranda - wygląda już prawie jak weranda, ale jeszcze... nie do końca. Tzn. wygląda jak magazyn pudeł, ale już widać, że jest przeszklona ;-)
Nie ma na razie planów w kwestii dalszego remontu. Powinniśmy wejść na górę i budować pokój Jacka, ale jakoś - nam się nie spieszy. Przykręcanie płyt GK na skosach jest... męczące. I tynk, i kurz, i cement. Nie.
Czas pędzi jak szalony, nie wiadomo kiedy skończyła się zima. Sprzątamy powolutku ogród, ale też jeszcze wygląda bardziej jak plac budowy niż cokolwiek innego. Tyle że sadzimy co jakiś czas jakieś krzaki - duża pusta działka koło nas ma zostać podzielona nawet na sześć (!!) części. Nie wiem, zamierzają postawić kurniki na tych spłachetkach czy co, w każdym razie: trzeba się osłaniać. Pierwsze, co zrobili, to weszli z piłą i zaczęli ciąć drzewa. Szczęśliwie część rośnie po naszej stronie, ale jak będą chcieli, to zrobią nam krzywdę. No: sąsiedzi obok mają gorzej: ich
taras wychodzi na tę stronę. Biedacy.
Z ciekawostek, Kuba zrobił nam dziś na kolację tęczowe tosty. Tosty jak tosty, ale synek robiący kolację - to niewątpliwie jest przełom.
A tak, i zrobiliśmy dzisiaj wychowaczo: wyłączyliśmy wifi w domu na popołudnie. Zdumiewające; okazało się, że mamy dwójkę dzieci, które a) umieją mówić, b) z sensem, oraz c) mają kupę fajnych, zabawnych pomysłów na różne rzeczy. Na przykład na tęczowe tosty.